Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Publicystyka związkowa

Warszawa potrzebuje ogrodów - 23.06.2015

ROD Warszawianka funkcjonuje od około 50 lat i jak do tej pory, tak jak inne ogrody, stanowił chlubę miasta.

Z dobrodziejstw uprawiania ziemi, dbania o roślinność i możliwości aktywnego wypoczynku korzystają tysiące rodzin. Ogrody te stanowią płuca stolicy. To właśnie przy działkach chętnie kupowane są mieszkania ze względu na czyste powietrze, piękny widok i możliwość spacerów na terenie działek. To tutaj wielu rodziców kształtowało i kształtuje charaktery swoich dzieci poprzez pracę przy uprawianiu ogrodów, która do najłatwiejszych nie należy. To tutaj następuje integracja rodzinna, spędzanie czasu na świeżym powietrzu, radość z tego, że moc włożonej pracy przynosi efekty w postaci kwiatów, pergoli, drzew, krzewów oraz z zabaw wśród kwiatów, a także oszczędności w budżecie, dzięki korzystaniu z własnych upraw owoców i warzyw. Działkowcy to ludzie z reguły niezbyt zamożni, tacy, których nie stać na zakup działki nad jeziorem i wybudowania okazałego domu do spędzania czasu wśród trawników pielęgnowanych przez specjalistyczne firmy. Dzięki pracy i odpoczynkowi na działce ludzie żyją dłużej, wielu z nich ma dziś kilkadziesiąt lat. To oni, przed laty jako młodzi ludzie, niejednokrotnie zaczynali od zera budować, siać, sadzić i dbać o swoje kilkaset metrów kwadratowych. Tutaj spędzają prawie każdą wolną chwilę. Nie wyobrażają sobie, żeby odebrać im coś, co stanowi dla nich nieodłączną część ich życia. Są to przeważnie emeryci, lecz nie tylko, którym odwiedzanie działki i praca na niej pozwala czuć się człowiekiem szczęśliwym i wolnym od całodobowego przebywania w murach bloków. Osobiście znam wielu starszych i samotnych ludzi, którzy mówią, że pobyt na działce jest esencją ich życia. Odebranie im uprawianego kawałka ziemi spowodowałoby z dużym prawdo­podobieństwem depresję, a nawet niechęć do życia. Twierdzą, że nie mieliby po co żyć.

Pokrzywdzeni przez dekret Bieruta nie mogą żądać pokrywania ich roszczeń przez krzywdzenie innych ludzi. To nie działkowcy odebrali ich własność na terenie całej Warszawy. Dlaczego ich roszczenia miałyby być budowane na nowej krzywdzie działkowców. Ewentualne przekazanie poza Warszawą gruntów pod nową działkę, daleko poza miastem, mijałoby się z celem, ponieważ większość z nich nie ma samochodów i sił na to, żeby budować wszystko od początku. Tym działkom często poświecono 10, 20 lub więcej lat pracy.

Ważnym wątkiem jest to, że zauważalna jest tendencja zakupu działek przez ludzi młodych z małymi dziećmi. Jest to bardzo optymistyczna kwestia, ponieważ widać, że miłość do ziemi i pracy na niej jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Często działki są po prostu przekazywane również przez osoby starsze swoim potomkom. ROD-y to potęga skupiająca ponad 4 mln ludzi. To organizacja nie nastawiona na zysk i biznes. Ideą ogrodów pracowniczych są cele wzniosłe, szlachetne i prawdziwe. Nie można zabierać ludziom ich części życia, ich marzeń, wspomnień i realnych planów. Polska historia ogrodów działkowych liczy ponad 100 lat. W Wielkopolsce istnieje ogród mający nawet około 180 lat. To jest historia naszego narodu, który wywodzi się z pracy na roli, który czuje zapach ziemi, a przez stulecia naszej państwowości, wzlotów i upadków, zaborów i wojen niejednokrotnie był pozbawiany swojego gruntu, rozumianego też jako gruntu pod nogami. Nie powtarzajmy tego teraz, gdy żyjemy w wolnej Polsce.

Firma deweloperska Emaar chce zainwestować na minimum 20 ha w centrum miasta w apartamentowce z hotelami, częścią komercyjną i drogami. Już rok temu Emaar myślał o naszym kraju. "Podczas wizyty szejka Muhammada ibn Raszid al-Maktuma przedstawiciele delegacji otrzymali propozycje z Krakowa, Łodzi, Gdańska, Sopotu, Poznania i Warszawy. Najbardziej zainteresowani są Warszawą" - twierdzi prof. Adam Krzymowski, ambasador RP w Abu Dhabi. Polskie miasta, deweloperzy czy spółki nie mają dużo czasu na skonkretyzowanie oferty. "W połowie czerwca ambasador RP w Abu-Dhabi chce zorganizować misję inwestycyjną ekspertów, inżynierów i architektów z Emaara do Polski". Jak państwo myślicie, gdzie znajdą 20 ha gruntów w centrum Warszawy? Nie róbmy z miast żelbetowych metropolii kosztem natury. Kolejne banki, supermarkety i wieżowce można budować w miejscach, które doskonale się do tego nadają, bez naruszania stref zielonych.

Chciałam omówić następny problem dotyczący powietrza nad Warszawą. Teoretycznie mamy 9 takich klinów: bemowski, kolejowy zachodni, Al. Jerozolimskich, mokotowski, podskarpowy, wilanowski, kolejowy wschodni, bródnowski i korytarz Wisły. Kliny napowietrzające to kanały, którymi świeże powietrze ma być „pompowane" do miasta. Silny wiatr bez przeszkód powinien docierać nimi do centrum. Zieleń pełni zaś dodatkowo funkcję filtrującą. Tylko jeden klin nie został jeszcze przerwany przez wysokie budynki. Nie wynika to z troski urzędników o jakość powietrza, ale raczej z tego, że deweloperzy nie wymyślili jak dotąd sposobu na zabudowanie Wisły.

W najgorszym stanie jest korytarz mokotowski, zablokowany przez osiedle Marina Mokotów.

Korytarz Bemowski, ciągnący się od lotniska, przez cmentarz wojskowy i Powązki, został z kolei przerwany przez siedzibę ZUS przy ulicy Szamockiej. Gigantyczne biurowce całkowicie zlikwidowały zaś korytarz przy Alejach Jerozolimskich. Nie jesteśmy wrogami dobrego jak obwodnica budowana wokół Warszawy, rozbudowa dróg miejskich w okolicy Służewca i lotniska. Każde miasto musi się rozwijać, ale żeby mogło prawidłowo funkcjonować nie można doprowadzić do pogorszenia jakości życia przeciętnego mieszkańca. Podczas różnych uroczystości życzymy sobie zdrowia, ale nie będziemy go mieli jeżeli nie zadbamy o niego sami i nie wyegzekwujemy u władz gmin naszego prawa do czystego powietrza. Władze gminne nie mogą kierować się tylko względami finansowymi i planować oddanie ziemi uprawianej przez działkowców pazernym deweloperom. To nasze działki wraz z parkami dostarczają za darmo tlen mieszkańcom. Urzędników na wysokich szczeblach stać na domy w terenie podwarszawskim, tam się dotleniają. Mieszkańcy ciągle narażeni są na oddychanie zanieczyszczonym powietrzem. Likwidacja klinów i działek sprowadzi na nas smog taki, jak w Krakowie lub w Tokio. Gminy nie muszą wydawać pieniędzy na czystość tych terenów, ani na pielęgnację nasadzeń. Dbamy o to sami i na swój koszt. Likwidacja działek w Warszawie będzie miała wpływ na nasze zdrowie i klimat. Według analiz WIOŚ (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska), w Warszawie na 100 cząsteczek pyłu PM10 tylko jedna pochodzi z przemysłu. Około 30 proc. zanieczyszczeń wytwarzają domy i kamienice z własnym ogrzewaniem (opalane mokrym drewnem, tanim węglem, śmieciami), wpisuje się  to również ruch samochodowy. Nie chodzi o toksyczne związki, jakie wydobywają się z rury wydechowej, a o kurz, jaki podnosi się na ulicach podczas przejazdu aut, a w którym unoszą się cząstki klocków hamulcowych czy ścieranych opon. Najwyższe przekroczenie norm N02 rejestrowane jest na Woli w rejonie al. Prymasa Tysiąclecia (miedzy ul. Górczewską a ul. Kasprzaka). Choć w najbliższej okolicy znajduje się spory Park Moczydło, to i tak średni poziom dwutlenku azotu w powietrzu jest tu niemal dwukrotnie wyższy niż przewidują normy. Zresztą niemal 2/3 powierzchni Woli oznaczono na mapie jako tereny, na których stężenie dwutlenku azotu jest szkodliwe dla zdrowia. Podobna sytuacja panuje też w ścisłym Śródmieściu (ulice: Towarowa, Marszałkowska, Świętokrzyska, Al. Jerozolimskie).

 

Trujące związki w zbyt wielkich dawkach znajdują się też w powietrzu na granicy Mokotowa i Ursynowa (okolice ul. Puławskiej, al. KEN, ul. Rosoła). Jeżeli nasze działki takie jak Warszawianka, Piwonia, Arkadia, Stolica, Pod Skarpą zostaną zlikwidowane to stężenie na Dolnym Mokotowie będzie znacznie wyższe niż na Górnym. W dwóch rejonach Włoch (rejon al. Krakowskiej na wysokości lotniska oraz skrzyżowania Al. Jerozolimskich i ul. Łopuszańskiej), w okolicy ul. Górczewskiej na Bemowie oraz na styku Żoliborza, Bemowa i Bielan, gdzie ul. Powązkowska dochodzi do Trasy AK trujące związki również są w zbyt dużych dawkach. Tak zanieczyszczone powietrze nad Warszawą pełne jest też pyłów mikroskopijnej wielkości, które przenikają do górnych dróg oddechowych i oskrzeli (PM 10), a nawet do krwi (PM 2,5). W nich oprócz rakotwórczego benzoalfapirenu unoszą się drobinki metali ciężkich i dioksyn. Powodują zaostrzenie astmy i objawów alergii, ale - jako, że te najmniejsze są w stanie trafić nawet do krwiobiegu - mogą też mieć związek z chorobami serca i zwiększać ryzyko nowotworów, zwłaszcza płuc.

W trującym powietrzu nad Warszawą prym wiedzie rakotwórcza substancja benzoalfapiren, której dopuszczalny (obojętny dla zdrowia) poziom to 1 µg/m3 w skali roku. Wdychana przez dłuższy okres kumuluje się w organizmie i może powodować nie tylko raka, ale i mutacje genetyczne. W Warszawie nie ma miejsca, w którym stężenie B(a)P byłoby na niegroźnym dla zdrowia poziomie. Nawet w najczystszych rejonach miasta czyli w Wilanowie, Wawrze, na Białołęce i Bielanach (czyli w korytarzu Wisły, która przewietrza stolicę) stężenie tego węglowodoru w powietrzu przekracza dopuszczalne normy. Jeszcze gorzej jest na krańcach miasta oddalonych od rzeki (w Wesołej, na Targówku i w Falenicy , ale najtragiczniejsza sytuacja panuje w zachodnich dzielnicach (Wola, Bemowo, Włochy), a zwłaszcza w Ursusie. Tu, zwłaszcza w Czechowicach między ul. Spisaka a Regulską, normy przekroczone są prawie czterokrotnie. Jest taka piosenka nie przenoście nam stolicy do Krakowa. My warszawscy działkowcy nie chcemy, żeby smog przeniesiono z Krakowa do Warszawy. Według programu ochrony powietrza dla województwa małopolskiego straty spowodowane przez smog (zwolnienia lekarskie, szkody w środowisku, koszty leczenia) wynoszą w tym regionie aż 2,8 miliarda złotych rocznie. Z powodu smogu co roku umiera w Polsce 45 000 osób (dane z raportu Najwyższej Izby Kontroli). W wydanym przez Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego (WCZK) ostrzeżeniu napisano, że w aglomeracji warszawskiej, Płocku i Radomiu na zanieczyszczone powietrze - oprócz kobiet w ciąży i alergików - powinni uważać również seniorzy, dzieci i osoby z chorobami krążenia: osoby te powinny ograniczyć czas spędzany poza budynkami. Kaszel, trudności z oddychaniem, szczególnie w czasie wysiłku fizycznego, to tylko niektóre negatywne skutki dla zdrowia, które może wywoływać zanieczyszczone powietrze. Dwutlenek azotu jest zanieczyszczeniem typowo warszawskim, ponieważ pochodzi ze spalin - twierdzi Tomasz Klech z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie. Dominujące w miastach - asfalt, żelbet i betonowe elewacje budynków - latem za dnia mocno się nagrzewają, a w nocy całe ciepło przekazują otoczeniu. W konsekwencji w centrach miast temperatura powietrza jest wyższa niż w niezabudowanej okolicy. Różnica wynosi średnio 1-2 st. C, ale może też sięgać nawet 10 st. C. Takie zjawisko nazywane miejską wyspą ciepła odczuwa się głównie nocą i wczesnym rankiem. Wyspa ciepła jest tym większa, im mniej jest zieleni i wody (tzw. powierzchni biologicznie czynnych), i im większa jest gęstość zabudowy - stwierdził prof. Krzysztof Błażejczyk z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN . Naukowcy ostrzegają, że stałe przebywanie w upale źle wpływa na organizm i bywa niebezpieczne, zwłaszcza dla osób starszych, małych dzieci, osób niepełnosprawnych i ludzi z problemami oddechowymi lub chorobami układu krążenia. W ostatnich 20 latach obserwujemy bardzo intensywną zabudowę wszystkich wolnych przestrzeni w mieście i drastyczne zmniejszenie się powierzchni biologicznie czynnej. Gminy nadgryzają wszystkie parki, ogródki działkowe, zabudowywane są tereny zielone wzdłuż torów kolejowych. Warszawa się bardzo zmienia, i zmienia się jej klimat twierdzi dr Magdalena Kuchcik z IGiPZ (Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN). Naukowcy z tego instytutu od lat monitorują zmiany urbanistyczne, przyczyniające się do nasilania się zjawiska miejskiej wyspy ciepła w stolicy.

Pozwólmy ludziom żyć wśród naturalnego piękna, którego ważnym elementem są zielone i pachnące kwiatami ogrody rodzinne. Pamiętajmy, że zniszczenie ogrodów będzie nieodwracalne. Obyśmy tego nie żałowali. Konsekwencje mogą przerastać nasze wyobrażenia, brak perspektywicznego myślenia tych, którzy dokonują planów związanych wyłącznie z osiągnięciem zysków finansowych. Straty moralne będą niepowetowane.

Zwracam się z apelem do władz naszych gmin: Nie likwidujcie naszych rodzinnych ogrodów działkowych dających tlen mieszkańcom Warszawy. Do władz miasta należy zapewnienie mieszkańcom odpowiedniej jakości życia, a nie zatruwanie powietrza przez zabetonowanie każdego skrawka stolicy.

Barbara Orłowska - delegat na Okręgowym Zjeździe Delegatów PZD w Warszawie

 

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.