Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Publicystyka związkowa

Co jest grane i co wokół piszczy - 25.02.2014

           Jeśli mówimy o tym, że coś wokół piszczy to przeważnie mamy na myśli harcujące myszy, albo też szalejącą biedę. Z pewnością, w obecnym czasie, takie przypadki tu i ówdzie mają miejsce. Nie mniej jednak tym razem nie o takie przypadki chodzi. Badania naukowe wykazały, że zjawisko wszędobylskiego piszczenia jest konsekwencją nowo odkrytej choroby. Naukowcy stwierdzili, że źródłem tego zjawiska jest bardzo groźna choroba zwaną cietrzewicą. Wbrew pozorom nie ma ona nic wspólnego z naszym sympatycznym  cietrzewiem (Lyrurus tetrix) z rodziny kurowatych (Phasionidae). Ma natomiast związek ze stanem emocjonalnym zwanym zacietrzewieniem. Ta groźna choroba opanowuje układ nerwowy człowieka i objawia się m.in. chciwością, pazernością, stawianiem własnych interesów ponad dobro innych osób lub grup społecznych, a także szowinizmem i nie szanowaniem poglądów strony przeciwnej, a w szczególności przeciwników politycznych lub społecznych, nie wyłączając wszelkich organów władzy, zwłaszcza organów władzy ustawodawczej. Osoba dotknięta tą chorobą w chwilach zwątpienia i niemocy lub braku sukcesów piszczy lub krzyczy z wściekłości.

          Stwierdzono, że już w Średniowieczu, a także u schyłku I Rzeczypospolitej mieliśmy do czynienia z częstymi ogniskami epidemii tej choroby, która w konsekwencji doprowadziła do nadmiernej prywaty, rozpadu dzielnicowego, wymyślenia liberum veto, a na koniec do rozbiorów Polski i tym samym do upadku naszego państwa. W obecnych czasach nasilenia tej choroby także są bardzo częste. Szczególnym przykładem są tu niewątpliwie mecze piłki nożnej na wszystkich szczeblach ligowych tej dyscypliny sportu. W większości przypadków kończą się one bowiem ogólnym mordobiciem (i nie tylko) kibiców obu drużyn. Choroba ta w ostatnich latach w szczególny sposób objawia się w obu izbach naszego parlamentu, gdzie na ogół tylko jedna strona ma rację, a inne nie. Wskutek tego często nie może dojść do jakiegokolwiek porozumienia, a interes klubów partyjnych stawiany jest ponad dobro Narodu. Jeśli zaś dochodzi do jakiegokolwiek porozumienia to w wielu przypadkach owoc tego porozumienia nie jest społecznie akceptowany. Jednomyślność jest w tym szacownym miejscu określeniem praktycznie nieznanym.

         Wspomniany brak wzajemnego szacunku i poszanowania oraz wzburzonych emocji możemy odnaleźć w wielu środowiskach naszego społeczeństwa. Nie trzeba nawet zbyt długo szukać. Wystarczy tu chociażby przytoczyć sytuację zaistniałą wskutek jednej z ostatnich ustaw naszego parlamentu. Mam tu na myśli ustawę o rodzinnych ogrodach działkowych z dnia 13 grudnia 2013 roku. Ustawa ta rodziła się w naszym parlamencie w ciągu 2013 roku długo, w napięciu i w bólach. Rodziła się także przy ogromnym zaangażowaniu autorów jej obywatelskiego projektu oraz wielkiej rzeszy działkowców. W sumie stała się owocem wielostronnego kompromisu i porozumienia. Można stwierdzić, że w naszych warunkach stała się ewenementem ustawowym ponieważ została przyjęta nieomal jednomyślnie przez Sejm oraz przez Senat. Jednak zanim do tego doszło cały czas była atakowana przez osoby dotknięte cietrzewicą. Z kolei, gdy  w dniu 18 grudnia 2013 roku została podpisana przez Prezydenta, ponownie stała się celem ich ataków. Na pierwszym miejscu wśród osób najbardziej porażonych chorobą można wymienić niektórych członków Zarządu Związku Miast Polskich, który już w dwa dni po podpisaniu ustawy przez Prezydenta wystąpił do niego z pisemnym wnioskiem o zaskarżenie ustawy w Trybunale Konstytucyjnym na jej rzekomą niezgodność z naszą Konstytucją. Porażenie chorobowe autorów pisma było w tym przypadku  tak duże, że uzasadnili oni swój wniosek bezpodstawnymi argumentami. Ponadto, nie skonsultowali oni tego wcześniej z wszystkimi członkami swojego związku przez co wśród wielu z tych członków wywołali zdumienie, sprzeciw, frustrację, a nawet oburzenie całą sytuacją.

         Przebieg epidemii cietrzewicy, spowodowanej wspomnianą ustawą, nabiera wręcz kabaretowego posmaku gdy weźmiemy pod lupę inne przypadki. Otóż przyjrzyjmy się teraz osobom, które kiedyś w różnym czasie i dla własnych korzyści najpierw złamali prawo obowiązujące w Polskim Związku Działkowców, a potem zostali z tego związku z wielkim hukiem wyrzuceni. W ich przypadku uczciwość, lojalność i zaufanie przestały istnieć. Przez długi czas szkalowali oni ten związek i działali na jego szkodę. Liczyli na to, że nowa ustawa usankcjonuje ich działania, a szczególnie dokonane przez nich akty secesji. Szczerze się zawiedli. Nic więc dziwnego, że ogarnęło ich ostatnio  chorobowe szaleństwo i że znajduje ono wielorakie odbicie w internecie oraz w środkach masowego przekazu. Jak tylko mogą starają się nakłonić działkowców do rozstania się z Polskim Związkiem Działkowców, wręcz radzą jak to zrobić. Chorobowy kociokwik oraz piski w ich przypadku osiągnęły już stan szczytowy.

       Ofiarami chorobliwego szaleństwa nadal pozostają różne media i to w zasadzie te same, które w przeszłości atakowały Polski Związek Działkowców. W ostatnich tygodniach, zamiast dostrzegać i podkreślać zalety nowej ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, skupiają się one na kontynuowaniu ataków na ten związek, deprecjonują jego rolę i znaczenie, a także wręcz namawiają działkowców do secesji. Wszystko w myśl zasady, że skoro  nie udało się wygrać batalii drogą ustawową to może uda się coś zyskać inną drogą np. oddolnie, siejąc ferment gdzie tylko się da. Na niektórych działkowców ta prasowa batalia działa, bo ponoć co w prasie to święte. Większość działkowców umie jednak czytać prawdę między wierszami i nie daje się omamić kłamstwami.

       Czasami nie pojmujemy tego co jest grane i o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego tak zajadle i tak długo atakuje się nas działkowców. Stawiamy też sobie pytanie: z czego wynika ta ogromna skala zacietrzewienia przeciwników Polskiego Związku Działkowców, ciągła chęć tych przeciwników do maltretowania działkowców? W pierwszym odruchu trudno czasem znaleźć odpowiedź. W takich momentach jedno jest pewne, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to z pewnością chodzi o pieniądze, a właściwie o grunty ogrodów działkowych. W nich bowiem ukryte jest źródło chorobliwego szaleństwa osób dotkniętych cietrzewicą. Tak więc, każde wystąpienie rodzinnego ogrodu działkowego z Polskiego Związku Działkowców będzie wodą na młyn dla tych którzy tylko czekają na przejęcie jego gruntów. Wtedy taki ogród działać będzie w pełnej izolacji i skazany będzie na samozagładę. Stanie się to stosunkowo szybko, bo nie będzie już wsparcia oświatowego, prawnego oraz finansowego, w tym dotacji na inwestycje i remonty,  ze strony Polskiego Związku Działkowców. Ci, którzy myślą dzisiaj o działaniu wyłączeniowym muszą najpierw poważnie sobie to przemyśleć, rozważyć wszystko za i przeciw, zanim podejmą ostateczną decyzję. Nie powinni ulegać emocjom i zacietrzewieniu.

        Doskonale pamiętam okres poprzedzający  pamiętny wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 11 lipca 2012 roku, a także późniejsze wydarzenia. Zawsze i wszędzie zajadłość oraz zacietrzewienie naszych przeciwników  zderzały się z barierą nie do przebycia – z jednością działkowców. Ta jedność zaowocowała w końcu wspomnianą ustawą o rodzinnych ogrodach działkowych  o  której   nikt  dzisiaj  nie  może  powiedzieć,  że  jest  reliktem  przeszłości  lub  spuścizną komunizmu. Ta nasza jedność przejawiała się w wieloraki sposób i była efektywna. Protesty,  pikiety i  manifestacje zrobiły swoje.  Mamy ustawę,  która gwarantuje  nam  dalsze  istnienie! Gdy Prezydent podpisał tę ustawę w dniu 18 grudnia 2013 roku, dziękując mu za ten historyczny fakt, napisałem m.in. takie słowa:

…idzie czas próby dla naszej jedności,
sprawdzenia jej siły, czy jeszcze jest trwała.
Gdy czas transformacji pośród nas zagości,
to pokaże wszystkim czy więź w nas została.

       Już niedługo, bo w trakcie trwania wszystkich walnych zebrań organizowanych w rodzinnych ogrodach działkowych, będziemy mogli przekonać się jaki ma zasięg  i jaka jest trwała ta nasza jedność. Będziemy też mieli okazję udowodnić wyższość naszego rozsądku nad przejawami zaciekłości i zacietrzewienia. Jestem pewien, że tak się stanie i wierzę, że w większości rodzinnych ogrodów nie dojdzie do epidemii cietrzewicy, że zdołamy się przed nią obronić. I chociaż pisząc ten tekst, co nieco sobie pożartowałem, to całą sprawę traktuję bardzo poważnie. W moim przypadku związkowa uczciwość, lojalność i zaufanie do zdrowo myślącej rzeszy działkowców są niezmienne i pozostają na właściwym miejscu.

 

                                                                          Jerzy Karpiński 
Prezes Zarządu ROD „Radość”
                                                                       we Wrocławiu
       
  

Wrocław, dnia 24 lutego 2014 r.       
         

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.