Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Media o nas

Mieszkańcy Siemianowic boją się skażenia po pożarze - 15.05.2024

Prokuratorzy i policja będą mogli wejść na miejsce pożaru w powiecie Michałkowice dopiero w środę. Wcześniej nie było to możliwe, gdyż istniało ryzyko ponownego wzniecenia pożaru  Jak dowiedział się Onet, od co najmniej pięciu lat w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach toczy się postępowanie przeciwko śląskiej mafii śmieciowej.

Jej członkowie mieli zorganizować nielegalne składowisko chemiczne w Siemianowicach Śląskich

– W tej sprawie zarzuty postawiono dotychczas 73 osobom – mówi prokurator Michał Binkiewicz

Mieszkańcy aglomeracji górnośląskiej boją się skażenia gruntów. Część z nich nie wierzy zapewnieniom urzędników, którzy twierdzą, że w powietrzu nie ma toksyn

Siedem zastępów, 20 ratowników – takie siły nadal pracowały w rejonie pożaru w Siemianowicach Śląskich we wtorek rano. — Niektórzy z nas stale monitorują teren, na którym pojawił się pożar i w razie potrzeby poleją go wodą, aby zapobiec ponownemu pojawieniu się i rozprzestrzenianiu się pożaru. Druga część strażaków pracuje na dwóch ciekach wodnych przepływających w pobliżu miejsca pożaru i wyłapuje z niego zanieczyszczenia, aby zminimalizować zanieczyszczenie wody – wyjaśnia w rozmowie z Onetem kpt. Sebastian Karpiński, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Siemianowicach Śląskich.

W tej chwili jest za wcześnie, aby mówić o przyczynach pożaru. — Oczywiście, widzieliśmy w przeszłości wiele różnych pożarów i mamy swoje przypuszczenia. Jednak to policja i prokuratura są odpowiedzialne za ocenę, jak doszło do pożaru. Zostawiamy to tym służbom. Mogę jednak zdementować informację, jakoby pożar składowiska wybuchł w kilku miejscach jednocześnie. Kiedy straż pożarna otrzymała pierwsze zgłoszenie o pożarze, miała wiedzę o jego pochodzeniu, m.in. znajdowała się hałda śmieci o szerokości 20 m i wysokości 5 m – mówi kpt. Karpiński.

 

Mieszkańcy miasta boją się skażenia

W piątek rano przy ul. Oswobodzenie. To dzielnica Michałkowice. Ogień szybko się rozprzestrzenił. Według strażaków początkowo zajmował on powierzchnię 400 metrów kwadratowych. W szczytowym momencie – kilka godzin później – pożar zajął aż 6000 metrów kwadratowych. m2 Kłęby czarnego dymu były widoczne z wielu kilometrów. Płonęły niebezpieczne substancje – chemikalia i stare podkłady kolejowe.

Zdaniem służb odpowiedzialnych za ochronę środowiska na szczęście nie doszło do skażenia powietrza na dużą skalę. Przez cały piątek, a następnie przez weekend, po miastach aglomeracji górnośląskiej jeździły specjalne pojazdy laboratoryjne. Zbadali próbki powietrza. Nie stwierdzono istotnych przekroczeń norm zanieczyszczeń. Według urzędników gorsza sytuacja jest z wodami powierzchniowymi i gruntowymi. Występuje tu zanieczyszczenie, ale strażacy pracują nad jego wyłapaniem.

 

Problem w tym, że nie wszyscy wierzą w takie zapewnienia. – Obawiam się, że my, na Śląsku, właśnie przeżyliśmy nasz lokalny Czarnobyl i żeby uniknąć paniki, ludziom nie mówi się prawdy o tym, co tak naprawdę dostało się do atmosfery – mówi Zofia, emerytowana mieszkanka Siemianowic Śląskich. — Mam ogród działkowy przy ul. Towarowej. To mniej niż 300 metrów w linii prostej od miejsca pożaru. Na naszej działce znajdują się drzewa owocowe i rabaty warzywne. Powiedziałam mężowi i dzieciom, że w tym roku nie będziemy jeść dosłownie niczego, co tam rośnie. To wszystko musi być strasznie skażone. Myślę, że tak jest w promieniu wielu kilometrów od Siemianowic: w Katowicach, Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Czeladzi, Bytomiu.

Podobnych głosów jest więcej, Ślązacy rozmawiają między sobą o zanieczyszczeniach, jakie mogą powstać w wyniku spalania chemikaliów. — Na pewno nie jest tak, że nic się nie stało – mówi Bartek, mieszkaniec Siemianowic. — Od lat wmawiano nam, że samochody powodują ogromne zanieczyszczenie, a ich spaliny w powietrzu powodują raka. Eliminujemy piece węglowe, gdyż spalając węgiel emitują do atmosfery rakotwórczy pył. A chemikalia składowane na powierzchni przypominającej boisko do piłki nożnej poszły z dymem, a przyroda zdawała się tego nie zauważać? Darmowe żarty.

 

Rafał Piech: ludzie są bezpieczni

Nastroje uspokoił jednak burmistrz Siemianowic Śląskich Rafał Piech. — Wierzę w badania prowadzone przez Straż Pożarną i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Badania prowadzono nieprzerwanie przez kilka dni w wielu miejscach, przy użyciu najlepszych urządzeń pomiarowych. Twierdzą, że nie doszło do zanieczyszczenia powietrza, bo nie zostały przekroczone normy. To mnie cieszy – mówi.

— Nie można lekceważyć tych danych, takie oszczerstwa są niestosowne. Mówimy tu o ogromnej odpowiedzialności za życie i zdrowie człowieka. Gdyby w powietrzu znajdowały się niebezpieczne substancje, należało natychmiast poinformować mieszkańców Siemianowic i okolicznych miejscowości. Wiem, że ludziom wydaje się to dziwne, jak to możliwe, że spłonęły tysiące litrów chemikaliów i nie ma zagrożenia, a jednak przy takim pożarze słup dymu jest bardzo wysoki. Wyjaśnia, że gazy spalinowe osiągają wysoki poziom, a następnie przedostają się do atmosfery.

Jak wspomina burmistrz Siemianowic Śląskich, możemy jednak mówić o wielkiej tragedii, jaka spotkała miasto. Jak wyjaśnił samorządowiec, w 2019 r. Urząd Miasta Siemianowice przeprowadził kilka kontroli na nielegalnym składowisku chemicznym, a następnie złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

– Od tego czasu śledczy zajmują się tą sprawą. Mam nadzieję, że zarówno osoby odpowiedzialne za utworzenie w tym miejscu nielegalnego składowiska, jak i wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do pożaru, zostaną ukarani – dodaje Rafał Piech.

 

Śledztwo przeciwko mafii śmieciowej toczy się od lat

Najważniejszym pytaniem, jakie zadają sobie dziś mieszkańcy Śląska, jest: kto odpowie za pożar? Prokuratura Rejonowa w Siemianowicach Śląskich wszczęła już śledztwo. – Na razie prowadzimy je w sprawie, a nie przeciwko komuś – mówi Beata Cedzyńska, szefowa PR w Siemianowicach Śląskich. — Prowadzimy dochodzenie w sprawie dwóch przestępstw z art. 163 i 183 kk.

Jak wyjaśnia prokurator, pierwszy z nich stanowi, że kto „spowoduje zdarzenie zagrażające życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu o dużej skali”, podlega karze (w zależności od tego, czy działa umyślnie, czy nie) 3 lat. miesiące. do 12 lat więzienia.

— Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, jak doszło do pożaru. Bierzemy jednak pod uwagę każdą możliwą hipotezę. Także o celowym podpaleniu. Na razie niestety nie możemy wraz z ekspertami wejść na miejsce pożaru. Straż pożarna poinformowała, że będzie to możliwe najwcześniej w środę. Policja przesłuchała jednak w tej sprawie już kilkudziesięciu świadków. Miejsce zdarzenia objęte jest także monitoringiem. Działamy naprawdę szeroko i skrupulatnie – przekonuje prokurator Beata Cedzyńska.

Śledczy nie zdradza, czy wśród przesłuchanych już osób byli właściciele składowiska lub działki, na której się ono znajdowało. Nie muszą to być koniecznie te same osoby.

Wiadomo, że składowisko, które spłonęło, było nielegalne. Powstał „na wolności”, a jego twórcy nigdy nie mieli pozwolenia na składowanie chemikaliów ani innych odpadów w Siemianowicach Śląskich. Sprawa nielegalnego wysypiska śmieci w Siemianowicach od kilku lat jest przedmiotem poważnego śledztwa w sprawie szeroko rozumianej „mafii śmieciowej”. Prowadzi ją Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Dotychczas 73 osobom postawiono zarzuty nielegalnego składowania, transportu i legalizacji odpadów przez różne podmioty.

„Śledztwo w tej sprawie prowadzimy już od jakiegoś czasu i jest ono naprawdę bardzo obszerne” – mówi prokurator Michał Binkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach. — Mówimy o kilkudziesięciu osobach zaangażowanych w nielegalną praktykę polegającą na przywozie odpadów, składowaniu ich w niedozwolonym miejscu, przewożeniu bez odpowiednich zezwoleń, fałszowaniu dokumentacji itp. W proceder zaangażowani są właściciele działek znajdujących się na nielegalnych składowiskach oraz osoby je dzierżawiące. ta sprawa. Większość z nich usłyszała już zarzuty, ale sprawa nadal toczy się w prokuraturze. Przygotowujemy akt oskarżenia, ale dziś trudno powiedzieć, kiedy trafi on do sądu – dodaje.

„Od początku tysiąclecia było wiadomo, że te chemikalia w tym miejscu stanowią ogromne zagrożenie. Moja mama była bardzo aktywna przeciwko temu składowisku. Grożono jej wycofaniem się, ponieważ interesowanie się nim było niebezpieczne. Zmarła w kwietniu 2005. Już było wiadomo, że w nocy przyjechały jakieś transporty z zagranicy, nikt nie wiedział, co tam jest składowane. Mieszkańcy bronili się i protestowali, ale nic nie zrozumieli, że to składowisko nie jest odpowiednio przygotowane i jest nie nadaje się do składowania odpadów niebezpiecznych, jak się okazało, obawy nie były przesadzone” – pisze w liście do Onetu mieszkaniec miasta Aleksander.

 

newsbeezer.com

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.