Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Bieżące wydarzenia

"To był prawdziwy horror" - mówią działkowcy ukarani za maki samosiejki - 21.09.2012

Sprawą kilku krzaczków maków samosiejek, które ponad rok temu na działkach ośmiu działkowców z Rakoniewic (woj.wielkopolskie) wykryła policja żyło całe miasteczko. Dziś już o sprawie mało kto pamięta poza… samymi oskarżonymi, którzy do tej pory całe zajście nazywają horrorem i nie potrafią zrozumieć absurdalnych zapisów naszego prawa.

 

Sprawa zaczęła się w czerwcu ubiegłego roku. W tym właśnie miesiącu, od kilku już lat,  grodzieńska komenda zajmująca się przestępczością narkotykową prowadzi na terenie powiatu działania mające na celu wykrywanie nielegalnych upraw maku lekarskiego. W 2011 roku działania podjęte zostały na terenie gminy Rakoniewice i to właśnie na znajdującym się na jej terenie ogrodzie im. Michała Drzymały policjanci znaleźli kilka krzaków maków, które, jak wykazały ekspertyzy biegłego, z karalnym dziś makiem lekarskim nie miały nic wspólnego. Sędziowie okazali się prawdziwymi stróżami prawa w efekcie czego rzekomi „właściciele” samosiejek zostali ukarani naganą. Wyrok zapadł 22 sierpnia br.

To był prawdziwy horror…

 „Mimo tego, że sprawa miała swój finał kilka miesięcy temu, ciągle chodzę po swoim odgrodzie i sprawdzam, czy przypadkiem wiatr znowu nie przyniósł na niego samosiejek –mówi prezes ogrodu Teresa Franecka, która do dnia dzisiejszego mocno żyje całą sprawą. Jak mówi był to dla niej prawdziwy horror i ile ją to nerwów i stresów kosztowało wie tylko ona sama.

 Trudno się jednak dziwić skoro funkcjonariusze policji umówili się z panią prezes na spotkanie w dość nietypowych okolicznościach.  „Było to w czerwcu ubiegłego roku, czas był wtedy wyjątkowo intensywny, bo zbliżał się jubileusz 50 –lecia istnienia mojego ogrodu. Wiedziałam, że będzie dużo gości, przyjdą działkowcy, więc chciałam zapiąć wszystko na ostatni guzik. A tu, kilka dni przed jubileuszem, dostaje telefon z policji, że chcą się ze mną spotkać. Byłam pewna, że chcą nam pomóc w organizacji jubileuszu” – relacjonuje.

Łatwo się więc domyślić, że zdziwienie pani prezes musiało być dość duże, kiedy funkcjonariusze poinformowali ją, że w rzeczywistości spotkanie dotyczy dwóch krzaczków maku, które znajdują się na jej działce. Oliwy do ognia dolewał fakt, że w tym samym dniu odbywał się pogrzeb działkowca, na którego działce policjanci mieli także znaleźć krzaczek maku… „Spieszyłam się na ten pogrzeb, przesłuchanie przeciągało się, a policjanci w cały zbieg okoliczności nie chcieli uwierzyć – relacjonuje.

Z podobnymi emocjami o całym zajściu mówi inna działkowczyni, na której działce policja  także znalazła samosiejkę.

- Do dziś nie mogę uwierzyć w to, co się stało. To jest jakiś absurd – mówi Dorota Kapustka, która cztery lata temu otrzymała działkę w ogrodzie Michała Drzymały. – Nawet nie wiedziałam, że ten jeden krzaczek maku na niej rośnie. Na działce mam dwie choinki, obłożone są kamieniami. I to właśnie pod drzewem policja dopatrzyła się krzaczka maku. Po drugiej stronie znajduje się pole. To pewnie z niego mak został  przywiany. W życiu nie wpadłabym na to, że za taką sprawę mogę stanąć przed sądem – relacjonuje.

 Przed sądem stanęła także działkowiczka  z trzydziestoletnim stażem Elżbieta Wajs. W rozmowie telefonicznej, tak jak i przed sadem,  nie ukrywa, że rzeczywiście jeden krzaczek maku na jej działce rósł. „Kiedyś słyszałam, że hodowanie maku jest nielegalne, ale nigdy przez myśl mi nie przeszło, że policja może mieć problem z jednym krzaczkiem – mówi. ”Mak był jasnego koloru, podobał mi się. Co roku ścinałam go i wstawiałam do wazonu w okno. Nawet dzień przed tym jak  ścięła go policja, spojrzałam na niego i pomyślałam, że jak tylko będę miała czas  to go zetnę. Pech chciał, że policja była pierwsza. Mam 60 lat, w życiu nie byłam karana i teraz za takie głupoty stanęłam przed sądem – mówi.

Stróże prawa

Mimo absurdu całej sytuacji, policjanci okazali się prawdziwymi stróżami prawa. W  pierwszym etapie postępowania zebrane makówki i łodygi przekazali do laboratorium kryminalistycznego, które miało zbadać procentową zawartość morfiny w roślinach. Wyniki badań jednoznacznie pokazały, że zabezpieczone makówki  zawierają morfinę w ilościach nie przekraczających zawartego w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii z 29 lipca 2005 r. poziomu 0, 06 proc. dla maku niskomorfinowego. Co oznacza, że narkotyków z tego robić się nie da.

Mimo tego sprawa trafia do Sądu, który powołał biegłego z Zakładu Taksonomii Roślin UAM w Poznaniu. Podczas rozprawy biegły stwierdził, że największy problem w całej sprawie dotyczył  nieznajomości gatunku rośli, którą wykazali się działkowcy i funkcjonariusze prawa. Jego zdaniem na działce żadnego działkowca nie można było znaleźć maku lekarskiego, którego uprawa w naszym kraju jest nielegalna. Zdaniem biegłego na działkach rosły dwa gatunki maku – mak wschodni oraz chwasty polne wśród których mogły znaleźć się mak polny, mak piaskowy czy mak mieszańcowy. Oznacza to, że żaden z tych maków nie zawierał morfiny, tylko związki będące prekursorami morfiny.

Wyrok nagany...

W zaistniałej sytuacji Przedstawiciel Komendy Powiatowej Policji, podinspektor Piotr Papież, występujący jako oskarżyciel posiłkowy, wnioskował tylko o pouczenie obwinionych..  

Ostatecznie jednak sąd wydaje surowszy wyrok. „Karalna jest nie tylko uprawa, niezależnie na jakiej powierzchni. Odpowiedzialność ponosi również ten, kto go wysiewa, toleruje fakt istnienia na swojej działce, wykonuje czynności agrotechniczne, które sprzyjają wzrostowi tej rośliny – uzasadniał podczas rozprawy sędzia Emil Ohde.- Na zdjęciach dokładnie mogliśmy zaobserwować w jak szczególny sposób dbano o te rośliny. Nie można tych działań tłumaczyć nieznajomością przepisów prawa” –  podkreślał.

Decyzją sądu wyrok nagany usłyszało sześciu działkowców z Rakoniewic. Prezes Ogrodu  Teresa Franecka zapowiada, że od wyroku nie będzie się odwoływać, podobnie jak pozostali działkowcy.  „Żałuję tylko, że prawo nie istnieje w przypadku osób związanych np. z Amber Gold czy innymi aferami o których ciągle słyszymy z mediów. Prawo jest bezwzględne natomiast wobec najbiedniejszych obywateli, którzy staja przed sądem z powodu samosiejki. To absurd – dodaje.

Absurdalne jest z pewnością też to, że pieniądze na tą i podobne sprawy idą z pieniędzy podatników. Jak wyliczyli dziennikarze Dużego Formatu (wydanie z 20 września br.) koszt badania makówek z jednej działki wynosi powyżej 500 zł. (składa się na to rozliczenie czasu pracy eksperta -414, 18 zł, koszty materiałowe - 24,73; koszty eksploatacyjne - 18; koszty kancelaryjne - 4.45; ogólne - 55, 59 zł). Powołanie biegłego to koszt rzędu 1000 zł. Do tego dochodzą koszty rozprawy sądowej i pracy policji, które  oczywiście pokrywają podatnicy.

 Sprawa dość intensywnie żyła na forach internetowych. Przważały krytyczne wpisy. Internauta o pseudonimie „Hal” napisał na WP: „Za moje pieniądze sądy zajmują się głupotami, w czasie gdy w Polsce prawdziwi przestępcy cieszą się wolnością , to świadczy tylko o nieudolności systemu w naszym państwie”. Jurek na forum Radia Mercury dodał: „ Wydany wyrok ,niby nic nagana!!!! Ale to widnieje w ich dokumentach. Są poprostu karani. Czy tak już zawsze będą wyglądać w naszym kraju spotkania obywatela z prawem i z tymi co niby o zachowanie tego prawa dbają? To jest ogromna pomyłka i żal, że w takim kraju żyję....” W takim samym tonie napisała  Jadwiga: „żyjemy w chorym państwie - wszyscy wiedzą że coś jest nie tak, a cierpią na tym najbiedniejsi”

Te i setki innych wpisów krążących w sieci są chyba najlepszym komentarzem do całej sytuacji.

 

 (mz)

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.