Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Bieżące wydarzenia

„Skandaliczne dyrdymały” – refleksje na temat artykułu Kolendy-Zaleskiej - 19.07.2012

Dziennikarka  TVN Katarzyna Kolenda-Zaleska w felietonie „Ktoś ten bubel o działkach napisał” na stronach „Gazety Wyborczej” z dnia 17.07.2012r. próbuje rozliczyć się z posłami Lewicy za uchwalenie w 2005 r. ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych.  Zadziwia dziennikarska  „bezstronność” Kolendy-Zalewskiej, która argumenty SLD mówiące o upolitycznienie sędziów nazywa „skandalicznymi dyrdymałami”. Gdyby dziennikarka poświęciła choć parę minut, by sprawdzić jak do Trybunału Konstytucyjnego powoływani są sędziowie, może wtedy zrewidowała by swoje poglądy na ten temat.

Konstytucja określa zasadę powoływania sędziów do TK – powołuje ich Sejm na 9 letnią kadencję. Wyboru sędziów Trybunału nie poprzedza żadna debata społeczna, opiniowanie kandydatów, szczegółowe badania ich dorobku i rozważania wszelkich możliwych przesłanek pozytywnych i negatywnych. Czy zatem można mówić, że wybór sędziów konstytucyjnych nie ma charakteru politycznego? Idźmy więc dalej w kierunku politycznej bezstronności sędziów. „Myślał Pan o karierze politycznej?” – zapytano prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego podczas wywiadu, który dostępny jest w kwartalniku ministerstwa sprawiedliwości „na wokandzie”. – „Pewnie, że myślałem, ponieważ proponowano mi stanowisko w Ministerstwie Sprawiedliwości” – odpowiedział wówczas Rzepliński. - Przyznam, że propozycja objęcia tej funkcji była pociągająca. Zaangażowanie sędziego Andrzeja Rzeplińskiego w politykę nie jest żadną tajemnicą poliszynela. W 1998 r. kandydował z ramienia Unii Wolności na stanowisko Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, jednak w Sejmie do wyboru zabrakło mu dwóch głosów. W 2005 r. bezskutecznie kandydował na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich z ramienia – Platformy Obywatelskiej. Dopiero w grudniu 2007 r. parlament głosami koalicji PO i PSL przegłosował jego kandydaturę na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Trzy lata później prezydent Bronisław Komorowski wybrał go na prezesa Trybunału. Rzepliński był też współtwórcą ustawy o IPN i doradcą jego prezesa Leona Kieresa.

W tym samym wywiadzie dla kwartalnika „na wokandzie” zapytany o to, „czy jeżeli wybór sędziów jest polityczny, to także wyroki TK mają polityczną wymowę” Rzepliński odpowiada: Każde orzeczenie może być w jakimś sensie „polityczne”.” Jeśli taki problem zauważa sam prezes Trybunału Konstytucyjnego (jeszcze na długo przed uchyleniem ustawy  ROD), to dlaczego Kolenda-Zaleska mówi o tym, że „to skandaliczne dyrdymały”? Być może wynika to wyłącznie z niewiedzy dziennikarki, a może to próba mówienia, że czarne jest białe, a białe jest czarne. Pytaniem retorycznym pozostaje tylko zamiar i cel takiego zafałszowywania rzeczywistości.

Trybunał Konstytucyjny jest podzielony politycznie i dało sie to odczuć nie raz. Niektórzy sędziowie TK byli zwolennikami przepisów rozliczających PRL, inni, zwłaszcza mający problemy lustracyjne, chcieli utrącić ustawy zezwalające na otwieranie teczek czy ujawnianie raportów z weryfikacji WSI.

Także w przypadku ustawy o ROD Trybunał Konstytucyjny nie wykazał jednomyślności, co może dawać przesłanki i podstawy do sugestii  o upolitycznieniu wyroku. Jak bowiem inaczej określić stan, kiedy z pośród 14 znakomitości prawniczych orzekających w sprawie, dwóch ma zdanie odmienne od reszty? To znaczy, że ci dwaj sędziowie są przeciwko Konstytucji i przeciwko prawu, bo uważają, że „to dobro osoby ludzkiej musi być naczelnym kryterium rozstrzygnięć podejmowanych przez Trybunał”? Sędzia zgłaszający zdanie odrębne staje się rzecznikiem innego rozumienia prawa w rozpatrywanej sprawie niż pozostali członkowie Trybunału. Skoro nie są jednomyślne w swoich opiniach autorytety prawnicze, to jakim autorytetem i wyznacznikiem dla pani Kolendy-Zalewskiej jest „jakiś” prawnik sporządzający opinię dla Biura Legislacyjnego Sejmu, na którego tezach opiera cały swój felieton? Ustawę także pisali i analizowali prawnicy, Aleksander Kwaśniewski przed jej podpisaniem również konsultował ją z prawnikami. Sędziowie wyrażający zdania odrębne – a wiec nie zgadzający się z orzeczeniem Trybunału – to także wybitne osobistości prawnicze. Dlaczego więc zamiast zauważyć problem, jak różnie mogą być interpretowane to same zapisy prawne, dziennikarka skupia się jedynie na odpowiedzialności za taki stan rzeczy polityków, oskarżając ich o „własny interes”. Prawnicy sejmowi są tylko organem doradczym – nie wyznacznikiem tego co należy uchwalać, a co nie. Mogą napisać, że przepis  jest sprzeczny z prawem, ale nie oznacza to, że tak jest, co widać po odrębnych opiniach sędziów Trybunału – nie ma zgodności co do kwestionowanych zapisów. Tymczasem cztery miliony działkowców to nie jest elektorat tylko Lewicy. Różnorodność poglądów politycznych jest oczywistością dla tak rozległej grupy. Działkowcy to elektorat wszystkich ugrupowań politycznych – widać to po obietnicach, jakie składają działkowcom obecnie wszystkie partie politycznie – prześcigają się wręcz w zapewnieniach względem działkowców. Jednocześnie trzeba zauważyć, że działkowcy to też grupa najuboższych obywateli, których państwo powinno chronić i wspierać i temu służyła uchwalona w 2005r. ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych. Nie interesom Lewicy, ale przede wszystkim interesom najuboższych obywateli Polski. To ich prawa były chronione przez ustawę. Gdyby to co pisze Kolenda-Zaleska miało wymiar rzeczywisty to w 2005 r. wybory parlamentarne powinien wygrać zdecydowanie SLD, albo PSL, a jednak tak się nie stało. O tym, że posłowie są tacy jacy są decyduje system polityczny, który z kolei warunkuje ordynacja wyborcza. Jeśli zdaniem Kolendy-Zaleskiej posłowie pracują źle, to swoje zdanie i opinię może wyrazić co 4 lata przy urnie w wyborach parlamentarnych. Podobnie jak inni obywatele Polski. Najczęściej jednak najgłośniej swoje niezadowolenie wyrażają osoby, które do wyborów w ogóle nie chodzą.

Od uchwalenia ustawy o ROD minęło 7 lat – czy zdaniem dziennikarki nikt w tym czasie nie widział i nie miał zastrzeżeń do 24 uchylonych przepisów? Dwa lata przeleżał wniosek Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego w Trybunale. W tym czasie rządząca koalicja nie podjęła ani jednej próby uspokojenia działowców i nowelizacji ustawy. Krótkowzroczność w szukaniu winnych wysuwa przypuszczenie co do prywatnych opinii Kolendy-Zaleskiej, które stoją za tymi uwagami. Prawdziwym bublem prawnym jest ustawa lustracyjna. Prezes TK nie zostawił na niej suchej nitki – wtedy wybitna dziennikarka TVN nie komentowała sprawy i nie wzywała do bicia się w piersi posłów, którzy ją uchwalili, wyszedł też bubel o zgromadzeniach, ale i wówczas Kolenda-Zaleska nie komentowała kondycji Sejmu. Dopiero gdy rozważania dotyczą ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, którą to uchwalił SLD, bezstronna i obiektywna dziennikarka zechciała zauważyć „arogancję polityków” , problem „instrumentalnego tworzenia prawa” i to, że „liczy się wyłącznie polityczny interes partii”. Arystoteles mawiał: „Amicus Plato sed magis amica veritas” („Drogi mi Platon, ale jeszcze droższa prawda”), bo gdy jedno i drugie jest drogie, obowiązek nakazuje wyżej cenić prawdę (aniżeli przyjaciół politycznych). Pogaduszki jedynie o posłach  SLD „realizujących własne interesy” to poziom dyskusji u cioci na imieninach, od dziennikarki o takim stażu i doświadczeniu, czytelnicy oczekują czegoś więcej.

AH

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.