Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Wydarzenia

Jawna manipulacja i przekłamania na łamach „Rzeczpospolitej” - 09.07.2012

25 czerwca br. na łamach „Rzeczpospolitej” ukazały się dwa artykuły autorstwa Renaty Krupy-Dąbrowskiej: pierwszy, będący zapisem debaty (która odbyła się w siedzibie redakcji 21 czerwca br.) pt. „Co z reformą ogrodów działkowych” oraz drugi – „Związek działkowców pod ostrzałem”. Opublikowanie tych tekstów wywołało falę oburzenia wielu osób, które nie pozostając obojętne na tak tendencyjne i stronnicze przedstawienie Polskiego Związku Działkowców oraz ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, dały wyraz swojej dezaprobaty w licznych listach przesyłanych do Krajowej Rady PZD.

Przygotowanie organizacyjne debaty oraz jej merytoryczny przebieg pozostawiają wiele do życzenia i ewidentnie świadczą o jawnej manipulacji redaktorki. Na bazie tak nierzetelnie przeprowadzonej debaty, w której są nierówno rozłożone siły przeciwników i zwolenników Związku (w stosunku 6:2) niemożliwe jest stworzenie artykułu poprawnego merytorycznie, obiektywnie przedstawiającego obraz Polskiego Związku Działkowców i bezstronnie oceniającego ustawę o ROD. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Renata Krupa-Dąbrowska nie od dziś znana jest z krytycznej oceny zarówno rodzinnych ogrodów działkowych, jak i samego Związku. - Można się zapienić, nie mając racjonalnych argumentów poza nienawiścią spersonalizowaną, można chcieć robić za "gwiazdę medialną", ale wymagane jest, w ostateczności od Pani redaktor, by nie akceptować manipulowania kłamstwami i frazesami rzucanymi dowolnie i bez zastanowienia – tłumaczy działkowiec Grzegorz Oracz z Ostrołęki

Ta debata to przykład nierównej walki o obiektywną prawdę, która świadczy dobitnie o stronniczości gazety „Rzeczpospolita". – Tylko w opowieściach Dumasa i filmach z rodzaju "płaszcza i szpady" można znaleźć opisy walk nierównych stron – komentuje tę sytuację działkowiec Grzegorz Oracz z Ostrołęki. Zapewne celem tak przeprowadzonej debaty było utwierdzenie czytelników w przekonaniu, że ogrody działkowe, a tym samym PZD są czynnikami hamującymi rozwój miast, pochłaniają bajońskie sumy pieniędzy gminnych i blokują interesy deweloperów.

Tak poważna i poczytna gazeta, jaką jest „Rzeczpospolita” – zgodnie z jej tytułem winna odzwierciedlać głosy i stanowiska obywateli, którzy walczą o swoje prawa, o swoje tradycje i swoje miejsce w Polskiej Rzeczypospolitej i powinna wspomagać, a nie niszczyć swoją propagandą tego, co dobrze służy rodzinom działkowym – mówi oburzona licznym przekłamaniom zamieszczonym w dzienniku Antonina Boroń, prezes OZO PZD w Opolu. Takie metody działania spotyka się z reguły w tabloidach, a nie w opiniotwórczym dzienniku. W ten sposób próbuje się zrobić czytelnikom wodę z mózgu i odwrócić przysłowiowego kota ogonem.

Nasuwa się pytanie, czym kierowała się Pani Krupa-Dąbrowska dobierając w taki, a nie inny sposób uczestników debaty. Czyżby było to spowodowane brakiem profesjonalizmu autorki tekstu (o co nie podejrzewamy lub nie chcemy jej podejrzewać), czy też świadomym, zamierzonym działaniem, którego celem było ukazanie Polskiego Związku Działkowców w niekorzystnym świetle? W każdym razie można odnieść wrażenie, że była to pierwszy raz w życiu przeprowadzona przez tę panią debata. Mamy nadzieję, że Pani Renata wyciągnie wnioski z tego wydarzenia i w przyszłości nie popełni już tych samych błędów. Ostatecznie, jeśli nie ma się o czymś bladego pojęcia, zawsze można poradzić się swoich kolegów i koleżanek z redakcji, jak powinna wyglądać rzetelna debata – to żadna ujma na honorze. Takie podejście do sprawy przyniosłoby same korzyści – nie tylko osobie Pani Krupy-Dąbrowskiej, która dzięki temu uniknęłaby krytycznych, skądinąd zasłużonych, uwag o braku profesjonalizmu i obiektywizmu skierowanych pod jej adresem, jak również zaowocowałoby poprawniejszym merytorycznie artykułem.

Przykładem manipulacji Pani Krupy-Dąbrowskiej jest często przytaczane w artykule zdanie „że większość dyskutujących ma odmienne zdanie niż PZD". Pamiętajmy jednak, że głos większości nie zawsze jest głosem prawdziwym, zazwyczaj jednak dominującym. I tak też było w przypadku tej debaty, w której ze względu na miażdżącą przewagę mniej lub bardziej jawnych przeciwników Związku, argumenty większości zostały potraktowane jako prawda ostateczna. Z kolei głos biorących udział w debacie dwóch reprezentantów Polskiego Związku Działkowców – radcy prawnego PZD Tomasza Terleckiego oraz Prezesa Okręgowego Zarządu PZD we Wrocławiu Janusza Moszkowskiego został niemalże całkowicie pominięty przez dziennikarkę. Dlaczego sensowne i logiczne argumenty, które przedstawiły w dyskusji osoby reprezentujące PZD pominięto milczeniem, nie odnosząc się do nich merytorycznie? Oczywiście dlatego, że były sprzeczne z jedynie słuszną linią przyjętą przez redakcję, w myśl której ogrody w miastach to samo zło, a Polski Związek Działkowców to organizacja monopolistyczna i szkodliwa. Taki nierówny rozkład sił to przejaw jawnej manipulacji Renaty Krupy-Dąbrowskiej, która nie od dziś znana jest z krytycznej oceny zarówno rodzinnych ogrodów działkowych, jak i samego Związku.

Manipulacja, której dopuściła się Pani redaktor Renata Krupa-Dąbrowska wynikała nie tylko z faktu doboru uczestników debaty, z których zdecydowana większość była przeciwko ogrodom, Związkowi i ustawie o ROD, ale też tak kierowania debatą, by członkowie z ramienia PZD mogli zabierać głos na samym końcu. To oczywiście spowodowało mój zdecydowany sprzeciw i próby na bieżąco korygowania, sprostowania wypowiedzi uczestników debaty, co doprowadziło do niekiedy ostrych spięć – mówi obecny na debacie przedstawiciel PZD Janusz Moszkowski.

Również w opinii Tomasza Terleckiego dyskusja prowadzona była jednostronnie. – Bijemy w ustawę, posługujemy się różnymi zarzutami, tymczasem nikt nie mówi o korzyściach, jakie daje ona indywidualnemu działkowcowi – słusznie zauważył Pan Terlecki.

Czytając wspomniany artykuł, odnosi się wrażenie, że napisano go na konkretne zamówienie osób, którym ogrody i Polski Związek Działkowców stoją na przeszkodzie w urzeczywistnianiu z góry założonych celów, oczywiście sprzecznych z szeroko pojętym dobrem działkowców.

Przedstawiciele Okręgowego Zarządu Śląskiego PZD w Katowicach żałują, że „debacie", która z założenia ma być wymianą poglądów, przeobraziła się w pokaz hipokryzji i demagogii. – Zawsze chcieliśmy i podtrzymujemy to stanowisko, rozmawiać o roli i znaczeniu naszego ruchu, jak również o jego przyszłości, ale w otwartej dyskusji, pozbawionej elementów lobbingu. To, co zaproponowała redakcja „Rzeczpospolitej", nie jest dziennikarstwem obywatelskim, to jest właśnie klasyczne udostępnienie swoich łamów lobbystom, których jedynym celem jest przejęcie atrakcyjnych terenów w dużych miastach (…). Każda debata wymaga podsumowania – w tym wypadku debaty nie było, a podsumowanie sformułowano przed rozpoczęciem spotkania.

Nie ma wątpliwości, że nadrzędnym celem dziennikarki było pokierowanie debatą w taki sposób, żeby osłabić siłę argumentów przedstawicieli Związku, a z drugiej strony podkreślić wagę słów wypowiadanych przez przeciwników PZD. Nietrudno się zorientować, że intencją redaktorki było stworzenie atmosfery nieprzychylności do Związku. Być może organizatorka debaty wyszła z założenia, że większa ilość osób nieprzychylnie nastawionych do Związku bezpośrednio przełoży się na większą ilość mających merytoryczne uzasadnienie argumentów. W rzeczywistości było zupełnie na odwrót. Liczba przeciwników PZD obecnych na debacie była odwrotnie proporcjonalna do ilości racjonalnie przedstawionych przez nich stanowisk, nie popartych często żadnym uzasadnieniem, które w każdym razie nie brzmiały przekonująco, a niekiedy wręcz urągały godności działkowców. Przykładem niech będzie propozycja zlikwidowania ogrodów w centrum miast i przeznaczenie tych terenów pod budowę osiedli mieszkaniowych dla ludzi młodych. Żeby urzeczywistnić ten genialny plan, trzeba by było spełnić tylko jeden, „mały” warunek – „wyprosić” działkowców (często starych i schorowanych ludzi) z ich ogrodów i przekazać im teren leżący na peryferiach miast – niech sobie tam zakładają swoje ogrody. Nieważne, czy mają na to siły czy też nie. Jak im będzie bardzo zależeć, to zrobią wszystko, żeby na nowo stać się użytkownikami działek. Taki sposób myślenia to kpina i żart z ludzi, dla których działka jest  często całym światem. – Ogrody działkowe to nie tylko altany, drzewa i krzewy, to przede wszystkim ludzie – działkowcy. Ci, dla który ten skrawek ziemi jest czasami całym życiem. Dlatego pamiętajmy, że nie mówimy tu tylko o terenie zielonym, ale o ludziach. Nie mówmy o Rodzinnych Ogrodach Działkowych bezosobowo.... apeluje użytkowniczka działki Agata Kozłowska z Poznania.

Wszyscy zaproszeni dyskutanci byli zgodni tylko co do jednej tezy: ogrody działkowe są potrzebne, gdyż odgrywają ważną funkcję. Na tym jednak jednomyślność uczestników debaty się skończyła. W dalszej części dyskusji rozmówcy nie byli już tak łaskawi dla działkowców. Większość z nich nie szczędziła słów krytyki pod adresem ustawy. – Przepisy wymagają zmian, bo dbają jedynie o interesy działkowców, obciążając gminy i państwo kosztami, hamując rozwój miast –  stwierdziła większość zaproszonych gości (czytaj – przeciwnicy PZD).  Tak postawionej tezie zaprzeczył prezes OZ PZD we Wrocławiu Janusz Moszkowski, przedstawiając niezbite dowody, że takie stwierdzenia są wyssane z palca: – Gminy nas popierają. Nie jest prawdą również, że ogrody ograniczają rozwój miast. Wrocławskie ogrody rodzinne oddały 25 ha pod autostradę i 12 ha pod obwodnicę śródmiejską, dalszych 20 ha będzie przeznaczonych pod kolejne odcinki budowanych dróg.

Nawet najbardziej wrogo nastawieni przeciwnicy PZD, którym zawiść nie przysłoniła do reszty rozumu, muszą przyznać, że Związek  jest zawsze otwarty na nowe inwestycje  społeczne. Tego rodzaju przekazań terenów  ROD są dziesiątki, zaś wszelkie zarzuty w tym temacie są kłamliwe i bezpodstawne i służą innym komercyjnym celom.

Działkowiec Józef Romanowski ze Szczecina w liście skierowanym do Krajowej Rady podaje za przykład kilkanaście zlikwidowanych szczecińskich ogrodów, na których stoją dzisiaj osiedla mieszkaniowe, obwodnica, cmentarz itp., – Nigdy nie było konfliktu z gminą w przedmiocie likwidacji, jeśli zaszła potrzeba – dodaje Pan Romanowski. Wspomnieć należy chociażby o nowym gdańskim stadionie wybudowanym na terenie byłych ogródków działkowych w dzielnicy Letnica.

Tak więc podnoszenie problemu, że ustawa o  rodzinnych ogrodach działkowych ogranicza prawo własności gmin i  blokuje inwestycje miejskie jest sztucznie wyolbrzymiany. Czy jednak kogoś obchodzą jeszcze fakty, gdy w grę wchodzą duże pieniądze?

Reprezentant środowiska deweloperów – Konrad Płochocki mówił o atrakcyjnych terenach w środku Warszawy, sugerując, że bardziej są one potrzebne pod budowę osiedli. Przemilczał jednak idący w parze z tym stwierdzeniem wniosek, że wybudowane na ogrodach działkowych mieszkania, w samym centrum miasta to smaczny kąsek dla inwestorów, który będzie można sprzedać za ogromne pieniądze. Kogo stać na kupno apartamentu w centrum Warszawy? Z pewnością nielicznych. Ale przecież z punktu widzenia Pana Płochockiego nie jest ważne, że na takie mieszkania stać będzie tylko najbogatszych. Prywatny przedsiębiorca – deweloper, wypowiada się na temat finansów publicznych i tego, co powinno, a czego nie powinno zapewniać obywatelom państwo. Czy działkowiec, często niezamożny człowiek,  ma być gorszy od posiadającego pieniądze sąsiada? Cynizm jego wypowiedzi demaskuje biznesowe zainteresowanie przejęciem gruntów ogrodowych. Wszak – jak twierdzi Pan Płochocki – państwa nie stać na to, żeby w centrum miasta rosła marchew czy pietruszka. To stwierdzenie całkowicie obnaża cel dyskusji.

Nasuwa się więc pytanie, gdzie miejsce na „zielone tereny", które stanowią „płuca miast”? Czy wszystko należy zabetonować? Nie da się funkcjonować w takim otoczeniu… Ogrody działkowe są potrzebne szczególnie ludziom w miastach, a nie poza nimi. Ale żeby dojść do tego wniosku, trzeba na drodze myślenia (co – jak się okazuje - jest trudną sztuką dla niektórych) zaktywizować do działania szare komórki i zamiast patrzeć jedynie na swoje własne doraźne korzyści, spojrzeć na całą sprawę bardziej perspektywicznie. Czy ochrona środowiska i funkcja ekologiczna, którą spełniają ogrody jest całkowicie nieistotna? Nasze miasta są coraz bardziej zanieczyszczone np. przez zakłady przemysłowe. Zielone tereny, którymi są ogrody znacząco poprawiają jakość powietrza, którym oddychamy. Już wiele lat wcześniej ten aspekt został doceniony przez mieszkańców Wiednia,  Sztokholmu i  wielu  innych aglomeracji, którzy celowo budowali ogrody właśnie w centrach miast. To, co płynie z Zachodu jest często dla nas źródłem inspiracji. Dlaczego więc w tym przypadku wykazujemy ignorancję i nie chcemy czerpać z doświadczenia państw zachodnich? Nie można jednak pozwolić na to, by każdy skrawek miejskiego terenu przeznaczony  był na cele komercyjne kosztem ogrodów, które służą mniej zamożnej części społeczeństwa.

Wprawdzie w konkluzji debaty stwierdzono, że większość dyskutantów zastrzegła się, że nie chciałaby zastąpić działek w miastach apartamentowcami, ale jednocześnie stwierdziła, że obowiązujące przepisy wymagają zmian, bo dbają jedynie o interesy działkowców, obciążając gminy i państwo kosztami, hamując rozwój miast. Doprawdy konkluzja jest zdumiewająca i oburzająca, by tak zapamiętale jątrzyć wokół polskiego ogrodnictwa działkowego, po to tylko, by wyrządzić krzywdę setkom tysięcy polskich rodzin działkowych  – ludziom zasłużonym, w przeważającej większości pozostającym w najniższym standardzie życia – twierdzi Czesław Kryszkiewicz, sekretarz OZP PZD w Białymstoku.

Nie sposób także nie odnieść się do podnoszonego raz po raz, także w tej dyskusji, argumentu przeciwników rodzinnych ogrodów działkowych dotyczącego hamowania rozwoju miast. Zacząć należy przede wszystkim od kontekstu historycznego. Cofnijmy się zatem o kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy to tereny zajmowanie obecnie przez ROD nieopodal centrów miast były przekazywane w użytkowanie PZD. Należy podkreślić, że były to wtedy ziemie leżące na peryferiach, zdegradowane, zaśmiecone, ówczesnym władzom miejskim niepotrzebne i dla nich nieatrakcyjne. Działkowcy zaś dzięki ciężkiej, wieloletniej pracy powoli przywracali je środowisku i społeczeństwu, czyniąc z nich piękne ogrody cieszące oko nie tylko samych użytkowników, ale także pozostałych mieszkańców miast. Z biegiem lat miasta rozrastały się, wchłaniając leżące niegdyś na obrzeżach i niechciane tereny, w tym wypielęgnowane już rodzinne ogrody działkowe. – I teraz właśnie, zapominając o całym podłożu historycznym i pracy działkowców, odzywają się różnego rodzaju „krzykacze", inwestorzy, deweloperzy, którym nie w smak jest obecne położenie ogrodów. Dbając jedynie o własne interesy wznoszą hasła o blokowaniu rozwoju zapominając o oczywistych faktach i sprytnie milcząc o tym, że PZD nigdy nie sprzeciwia się oddawaniu ogrodów pod realizację celów publicznych, takich jak budowa dróg, autostrad, szpitali czy szkół. Czy można akceptować taki sposób dyskusji? Odpowiedź jest chyba oczywista – takiego zdania są przedstawiciele OZŚ PZD w Kielcach.

Uzupełniając wątek dotyczący przeniesienia ogrodów na peryferie miast, należy jeszcze raz podkreślić, że ogrody działkowe w większości przypadków były zakładane na peryferiach miast, jednak w wyniku rozwoju i poszerzania się granic miast, owe ogrody znalazły się w ich centrach. Analogicznie można by przyjąć, że obecne ogrody działkowe funkcjonujące na obrzeżach miast za pewien czas również znajdą się w ich granicach. Czy w związku z tym ogrody działkowe są skazane na wieczne przenoszenie z miejsca na miejsce?

Podczas debaty podejmowany był także wątek rzekomo niepasującej do obecnych realiów politycznych ustawy o ROD. Obecny na spotkaniu mec. Marcin Matczak stwierdził, że obecna ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych nie pasuje do współczesnej Polski, że sięga swoją treścią lat 60-70. Toż to jeden wielki stek bzdur. Od razu nasuwa się pytanie, czy w lipcu 2005 r., kiedy Sejm RP uchwalił ustawę o ROD, obowiązywała w Polsce inna ustawa zasadnicza, czy żyliśmy wówczas w innym otoczeniu prawnym? Odpowiedź jest oczywista. Dlaczego zatem działkowcom wmawia się potrzebę zmian? Zdaniem Czesława Wiśniewskiego, członka PZD z Piły awantura o zmianę ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych z 8 lipca 2005 roku została wywołana przez ludzi bogatych zrzeszonych w Związku Deweloperów i Związku Miast Polskich.

Innymi argumentami wysuniętymi przez przeciwników Związku były, jak zwykle zresztą, tezy o monopolu PZD w obszarze ogrodnictwa działkowego w Polsce. Mimo że wielokrotnie Związek odpierał już te absurdalne zarzuty, przedstawiając szereg argumentów popartych przepisami prawa, jego antagoniści nadal uparcie trzymają się tego populistycznego, kłamliwego hasła.

Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że PZD żadnego monopolu nie ma. Żaden przepis powszechnie obowiązującego prawa takiego monopolu nie konstytuuje. Ponadto żaden przepis nie zabrania działkowcom zrzeszać się w innych stowarzyszeniach, nie zabrania też tworzyć ogrodów działkowych poza strukturami PZD. – Kwestia monopolu PZD jest tyleż nieprawdziwa, co śmieszna. Zgodnie z  istniejącym porządkiem prawnym, każdy może założyć ogród działkowy, uzyskać grunt  na ten cel od gminy.  Tylko po co się trudzić, jak można zagarnąć  coś, co istnieje i dobrze funkcjonuje – komentują reprezentanci OZ PZD  w  Koszalinie, którzy również słusznie zauważają, że  dobór  tematyczny debaty byt  tendencyjny, mający na  celu udowodnienie, że  Polski  Związek Działkowców jest  organizacją, która w istniejącej rzeczywistości społeczno-politycznej i  gospodarczej przysparza wielu problemów władzom państwowym i  samorządowym. Takiemu  obrazowi naszego Związku my  się sprzeciwiamy i mówimy stanowcze NIE – mówią przedstawiciele Okręgowego Zarządu PZD w Koszalinie.

„Siła złego na jednego” – tak można zobrazować przebieg tej quasi-debaty. Pikanterii dodaje fakt, że do komentowania sprawy ogrodów działkowych zaproszono także Wiesława Czaplickiego, prezesa Towarzystwa Ogrodów Działkowych z Ostrołęki. Jego zdaniem „ustawa  nie ma większego znaczenia dla użytkowników działek. Gwarantuje tylko monopol PZD i olbrzymie pieniądze dla niego.” Słowa te wypowiada osoba nie mogąca pogodzić się z utratą stanowiska prezesa okręgu ostrołęckiego, który został scalony wraz z kilkoma innymi okręgami w jeden – mazowiecki. Faktem jest, że Pan Czaplicki nie chciał zrozumieć potrzeby ograniczania wydatków PZD i mimo rozwiązania tego okręgu, dalej pobierał nielegalnie wynagrodzenie za stanowisko, którego już nie było. – Zmuszony byłem ujawnić jego prawdziwe oblicze, że „przefarbował” się po utraceniu funkcji prezesa Wojewódzkiego Zarządu i stanowiska kierownika biura OZ. A utracił je w wyniku reformy struktur okręgowych, zmniejszenia ilości okręgów i przyporządkowania niewielkiego okręgu w Ostrołęce do Okręgowego Zarządu Mazowieckiego. Zmuszony byłem także ujawnić wyrok sądu w wyniku którego zasądzono i wyegzekwowano od niego zwrot blisko 17 tyś. zł nienależnie pobranych przez niego wynagrodzeń – wyjawia kulisy debaty reprezentant PZD Janusz Moszkowski.

Nie można także zostawić bez odpowiedzi słów Pana Wiesława Czaplickiego o podnoszonych z roku na rok składkach członkowskich: – Gdyby rolnikowi kazano tyle płacić, toby Warszawa była rozjechana przez ciągniki – komentuje Czaplicki. – Zestawienie do porównania dwóch tak skrajnie różnych przykładów, wyjętych z całkiem innych realiów. Nie pozostawia wątpliwości, że argument ten miał na celu wyłącznie manipulację i wywołanie taniej sensacji. Z racjonalną polemiką ma natomiast niewiele wspólnego – uważają przedstawiciele OZŚ PZD w Kielcach.

Innym absurdalnym stwierdzeniem jest odgórne założenie, że funkcjonowanie ogrodów obciąża budżet państwa. Nic bardziej mylnego – ich utrzymaniem i prawidłowym rozwojem zajmują się wyłącznie struktury PZD. Bezrefleksyjnie wysuwane przez przeciwników PZD tezy są dowodem braku rzetelnej wiedzy i przygotowania do merytorycznej dyskusji. Nic dziwnego, że rzeczowe argumenty przedstawiane przez obecnych na debacie przedstawicieli PZD nie trafiały do zgromadzonych dyskutantów. Żeby ziarno zaczęło kiełkować, musi zostać rzucone na przygotowany wcześniej, podatny grunt. W przypadku nieprzygotowanych uczestników debaty grunt ten był całkowicie wyjałowiony hermetycznym i stereotypowym sposobem myślenia, tak więc słowa Panów Terleckiego i Moszkowskiego, mimo dużej siły argumentacji, nie mogły przynieść i w konsekwencji nie przyniosły oczekiwanych owoców w postaci racjonalnej oceny sytuacji przez pozostałych gości. Jak się okazało, rozmówcy mieli inny zamysł debaty i do końca za wszelką cenę podtrzymywali swoje tezy.

– Szkoda, że do przeciwników ogrodów i Związku nie docierały przedstawione argumenty, że PZD jest jednym z 16 narodowych Związków w Unii Europejskiej, że bardzo intensywnie rozwijają się ogrody np. we Francji, a struktura Polskiego Związku Działkowców nie odbiega od innych Związków. Byli głusi na argumenty, jak i zapewnienia przekazywania wszelkich terenów ogrodów na cele komunalne, komunikacyjne bez żadnych przeszkód ze strony PZD – komentuje zdegustowany przebiegiem debaty Janusz Moszkowski.

Podczas debaty został również podjęty wątek związany z roszczeniami. – Prawdą jest – przyznaje mec. Banaszczyk – że w świetle art. 24 tej ustawy żaden właściciel przedwojenny, który ma słuszne roszczenia o odzyskanie własności zajętej pod ogrody działkowe, nie odzyska jej w naturze , ponieważ blokuje to art. 24” – czytamy w „Rzeczpospolitej”. Jednak – jak tłumaczył Tomasz Terlecki – art. 24 nie mówi o właścicielu, tylko o osobie trzeciej, a właściciel taką osobą trzecią nie jest. Krytyka tego przepisu jest więc bezzasadna. Jeden z działkowców – Pan Stefan Żyła z Rzeszowa, którego list wpłynął do Krajowej Rady uważa, że taka regulacja (art. 24 – przyp. red.) jest rozwiązaniem najlepszym z możliwych i wszelkie akademickie dywagacje w tym temacie są zbędne.

Nie można zapominać o tym, że przepis ten ma również na celu ochronę prawa własności, tyle że działkowców do ich nasadzeń i naniesień. W jego świetle każda z zainteresowanych stron uzyskuje zaspokojenie swoich roszczeń. Jest on bowiem wyrazem kompromisu pomiędzy zasadnymi roszczeniami osób trzecich o zwrot gruntów a zasadnymi roszczeniami działkowców o ochronę słusznie nabytych praw i własności naniesień na gruntach zajmowanych przed laty w dobrej wierze, na podstawie ostatecznych decyzji administracyjnych wydawanych przez miasta, które w dacie wydawania decyzji były właścicielami tychże gruntów. Działając więc w granicach swojego prawa własności, dobrowolnie oddawały grunty w użytkowanie PZD – wyjaśniają przedstawiciele OZŚ PZD w Kielcach.

Jak już zostało powiedziane na wstępie, Pani Krupa-Dąbrowska nie poprzestała na jednym artykule przedstawiającym PZD w krzywym zwierciadle. Jej drugi artykuł „Związek działkowców pod ostrzałem” to próba postawienia kropki nad „i”. Ten nafaszerowany oszczerstwami tekst to kolejny przykład jawnej manipulacji społeczeństwem i „karmienia” czytelników niedorzeczną, pseudointelektualną papką. Polski Związek Działkowców został tu przedstawiony jako nieprzyjaciel państwa, doprowadzający do ruiny samorząd terytorialny, a nawet cały kraj. – Wielką niesprawiedliwość czyni też ten Związek deweloperom, pokrzywdzonym przez PRL, wyrzuconym z PZD działkowcom (za nieprzestrzeganie obowiązującego w PZD porządku prawnego) oraz własnym członkom. Ale bliski jest koniec tej niesprawiedliwości, bo oto były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zakończenie tego zła i stwierdził że, Sejm w swoim braku rozsądku siedem lat temu, uchwalił niemądrą i niesprawiedliwą ustawę – mówi z ironią w głosie kolejny, nieobojętny na kłamstwo działkowiec – Jerzy Teluk z Nowogrodu Bobrzańskiego.

Dla zobrazowania zła, jakie uczynili działkowcy miastu Gdańsk, Pani Krupa-Dąbrowska podaje tabelę z korzyściami, jakie otrzymał Związek za oddanie użytkowanej przez działkowców ziemi, łącznie z mieniem na niej pozostawionym. Celowo jednak Pani redaktor przemilczała fakt, że działkowcy ustąpili z działek w porozumieniu z miastem, kiedy w trybie ekspresowym potrzebowało ono terenów pod inwestycje związane Euro 2012.

Pani redaktor wspomina w swoim tekście o tym, iż 28 czerwca br. , czyli w dniu rozprawy, zapowiadana jest demonstracja przed Trybunałem. Zastanawiające jest to, skąd Pani Krupa-Dąbrowska czerpie takie informacje. Czyżby była to kolejna próba manipulacji?

Manipulować opinią publiczną można na wszelkie sposoby, również w bardzo perfidny sposób. Pani Renata Krupa-Dąbrowska niewątpliwie jest w tej dziedzinie wybitną specjalistką. Niejeden manipulator mógłby się od niej wiele nauczyć.

 – Zastanawia nas ile jeszcze głosów musi dojść do uszu Pani redaktor jak i całej redakcji, by wreszcie spojrzeli na tę sprawę z szerszej niż swoja perspektywy i dopuścili do siebie racjonalne argumenty prezentowane przez zwolenników ruchu ogrodnictwa działkowego w Polsce? Mimo wszystko mamy nadzieję, że tak się kiedyś stanie, a głos ponad miliona Polaków zostanie wreszcie usłyszany i potraktowany z należytym szacunkiem – apelują przedstawiciele OZŚ PZD w Kielcach.

 

                                                                                                                                        AG

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.