




Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Ponad 4 lata mieszkańcy ul. Bydgoskiej w Stargardzie oraz działkowcy z pobliskich ogrodów działkowych z ul. Na Grobli walczą o usunięcie niebezpiecznych dla zdrowia odpadów, które zgromadzono na jednej z działek w Stargardzie. Jak dotąd, bez skutku.
Sprawa beczek z niebezpiecznymi substancjami w Stargardzie sięga maja 2017 roku. Wtedy stargardzianie, w sprawie nielegalnego składowiska przy ul. Na Grobli 4, interweniowali po raz pierwszy.
Zwieźli odpady z Anglii
Na teren firmy Trans-Masz trafiło ok. 70 beczek z chemikaliami; smarami, olejami i rozpuszczalnikami. Wcześniej były tam też składowane odpady budowlane, drewnopodobne i z tworzyw sztucznych zwiezione przez dzierżawcę terenu z Anglii co najmniej 30 ciężarówkami. Kilka transportów udało się w porę zatrzymać. Po długiej batalii składowisko zostało zlikwidowane, w 2019 r. odpady wwiezione do Polski bez zezwolenia, z powrotem przetransportowano do Wielkiej Brytanii. A sprawcy zostali ukarani. Tymczasem beczki, które wtedy ujawniono, oznaczone potem jako substancje rakotwórcze, jak stały, tak stoją dalej.
- To jest po prostu skandal! - mówi pani Elżbieta, która od początku sprawy z odpadami walczy o ich usunięcie. - To rażące zaniedbanie zdrowia i życia mieszkańców oraz stanu środowiska, dopuszczenie do sytuacji, że chemikalia wpływają wprost do gleby. Mauzery z cieczą, określoną jako „substancje rakotwórcze", są popękane, substancja ta miesza się z wodami opadowymi i wnika do gleby. Niestety, wraz z upływem czasu sytuacja pogarsza się, a przedstawiciele Urzędu Miejskiego w Stargardzie już nie odpowiadają na moje zapytania.
Interweniują od lat
Stargardzianie poruszyli już niebo i ziemię, by składowisko niebezpiecznych substancji zlikwidować. Interweniowali wiele razy w Urzędzie Miejskim w Stargardzie, Wojewódzkim i Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska.
- Lata mijają, a my nadal jesteśmy zmuszeni wdychać opary z tych beczek - mówią stargardzianie z ul. Bydgoskiej. - Tylko są przykrywane kolejnymi foliami. W dachu budynku, w którym się znajdują, zrobiono jedynie dziurę, najprawdopodobniej żeby nie doszło do wybuchu gromadzących się tam gazów. Cały ten syf idzie więc w powietrze i w glebę. Nie daj Boże, by doszło tu do pożaru!
Część plastikowych beczek znajduje się w stojącym na działce budynku, część wyniesiono na zewnątrz. W lipcu tego roku stargardzianie znów interweniowali, m.in. w miejscowym sanepidzie.
Użalali się na smród dochodzący z działki, na której stoją mauzery. Po pożarze składowiska w Zielonej Górze, do którego doszło 22 lipca, stargardzianie jeszcze bardziej boją się o swoje zdrowie i życie.
- Wpłynęło do nas zgłoszenie interwencyjne od użytkownika ogrodów działkowych przy ul. Na Grobli w Stargardzie dotyczące uciążliwości zapachowych od beczek zgromadzonych na terenie firmy Trans-Masz - potwierdza Anna Pożdał, rzecznik Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Stargardzie. - Zaplanowaliśmy przeprowadzenie czynności kontrolnych i postępowania wyjaśniającego przy współudziale przedstawicieli właściciela terenu oraz Urzędu Miejskiego w Stargardzie. W sprawie gromadzenia odpadów na tym terenie prowadzone jest postępowanie przez Urząd Miejski w Stargardzie.
Zawiesili, a teraz wznowili
Stargardzki urząd prowadzi postępowanie administracyjne już od ponad dwóch lat. Sprawa rozbija się 0 to, kto powinien beczki wywieźć i kto ma za to zapłacić.
- W toku postępowania, w październiku 2021 r., została wydana decyzja orzekająca o konieczności usunięcia odpadów oraz o nałożeniu na ich posiadacza obowiązku usunięcia tych materiałów w terminie 60 dni - odpowiada nam Piotr Styczewski, rzecznik prezydenta Stargardu. - Prokuratura Okręgowa wniosła jednak odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które w maju 2022 r. uchyliło tę decyzję. Jedna ze stron procedowała postępowanie odwoławcze przed SKO i Wojewódzkim Sądem Administracyjnym. W konsekwencji, w styczniu 2023 r., zawiesiliśmy to postępowanie.
W maju 2023 r. postępowanie zostało wznowione.
- Trwa nadal i z tego powodu w tej chwili nie możemy udzielać bardziej szczegółowych informacji - dodaje Piotr Styczewski, rzecznik prezydenta.
Mieszkańcy ul. Bydgoskiej i działkowcy z ul. Na Grobli bezradnie rozkładają ręce. Mówią, że mają pecha.
- Najpierw truła nas firma produkująca nieopodal jachty -mówią. - Gdy się jej pozbyliśmy, zwieziono tu te odpady z Anglii. A teraz mamy pod nosem beczki z rakotwórczymi substancjami.
Wioletta Mordasiewicz
żródło: Kurier Szczeciński
Copyright © 2023 Polski Związek Działkowców All rights reserved.