Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Przegląd mediów

Ten kawałek ziemi to mój azyl - 24.09.2020

Wystarczy przekroczyć bramę ogrodów działkowych, by znaleźć się w świecie ciszy, kolorów i zapachów. Henryk Frychel codziennie zostawia za sobą hałas wielkiego miasta i idzie na działkę, by jak mówi naładować akumulatory. Praca tu jest dla niego tak naturalna jak oddychanie. Teraz w czasach pandemii, szczególnie groźnej dla ludzi starszych, każdy kto ma działkę, wygrał, jego zdaniem, los na loterii.

Mamy gdzie się schronić - Skończyłem już 82 lata - mówi. - Powinienem więc się izolować. Już na przedwiośniu powiedziałem mojej żonie Teresie, że jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami, gdyż mamy działkę, na której możemy schować się przed całym światem.

Skąd pasja ogrodnicza u emerytowanego ekonomisty? Może to wspomnienia z Ligoty, robotniczej dzielnicy Katowic, z której pochodzi, gdzie wszyscy mieli swoje domki z ogródkami. Ale tak naprawdę uprawy roślin nauczył się od swojego teścia, który w Będzinie miał duży ogród i sad. To w nim pan Henryk często przesiadywał, gdy wracał zmęczony z pracy. Dlatego z żoną wymarzyli sobie, że gdy przejdą na emeryturę, znajdą dla siebie kawałek ziemi, posadzą drzewa i kwiaty. Tym miejscem miał być ogród wokół domu w Krynicy Zdroju.

- Początkowo byliśmy nim zachwyceni, a szczególnie starym sadem - wspomina pan Henryk. - Tylko nie wzięliśmy po uwagę tego, że w Krynicy zimy są srogie. A my mieliśmy już swoje lata i ściąganie śniegu z dachu czy odśnieżanie podjazdu sprawiało nam coraz większą trudność. Dlatego zdecydowaliśmy się sprzedać dom i przeprowadzić gdzie indziej. Wybraliśmy Kraków, bo mieliśmy tu sprawdzonych przyjaciół.

Widok na Tatry nie zastąpi ogrodu

Zamieszkali na 11 piętrze wieżowca. Wprawdzie z okien mieszkania przy dobrej pogodzie widać Tatry, ale nie zastąpi to kontaktu z roślinami. Po dwóch latach poszukiwań udało im się znaleźć wymarzony ogródek, który pielęgnują już od dziesięciu lat. Pan Henryk wyremontował stuletnią altankę, którą poprzedni właściciele przywieźli z Limanowej. Dobudował do niej pięterko, dzięki czemu można się na działce przespać.

Wiosną widywał się tylko z żoną i córką, która przyjechała do nich z Lublina. Na tarasie altanki rozłożyła komputer i stąd zdalnie prowadziła zajęcia ze studentami. Oglądały ich tylko ptaki, dokarmiane regularnie przez właściciela działki.

- Codziennie przylatują, bo wiedzą, że mają u mnie stołówkę. Zwłaszcza sikorki i wróble, których w mieście jest coraz mniej i które najgorzej sobie radzą. Kupuję dla nich całe worki słonecznika. Jedzą go ze skonstruowanego specjalnie dla nich karmnika. Inaczej gołębie nie dopuściłyby ich do stołu - śmieje się pan Henryk.

A co trafia na stół działkowców? Są własne cukinie, zioła, borówki amerykańskie, maliny dojrzewające do późnej jesieni, kilka odmian jabłek, gruszek i śliwek. Specjalnością pani Teresy są konfitury z brzoskwiń, które w tym roku wyjątkowo pięknie obrodziły, jakby chcąc się odwdzięczyć za wysiłek włożony w ich ochronę przed mrozem i podlewanie wiosną. MS

Źródło: Życie na Gorąco

 

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.