Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Wydarzenia

Wieczne wczasy - 02.09.2015

Miastu dziękują. Przenoszą się na łono natury. Niczym dawni prominenci. Tam śpią, bawią się i kochają. Jesteśmy jak Cyganie ­ mówią działkowcy. Tyle że Romowie nie mieli kafelków, kominków i zadaszonych grilli - czytamy w artykule "Wieczne wczasy" zamieszczonym w portalu www.złotowskie.pl

 

Hrabia moczy tylko nogi. Jego żona za to kładzie się cała. Że wygląda zabawnie w basenie z napisem Angry Birds? A kto ją tu widzi? ­ Pełna rekreacja – Irena Leibman śmieje się wznosząc głowę ku niebu i sięgając po pęd bluszczu. ­ No raj normalnie – wzdycha złotowianka. Z mężem Wiesławem, zwanym przez nią hrabią, na działce mieszka od dziewiętnastu lat.

Kilka operacji w tym wszczepienie rozrusznika, który odciska swe piętno na skórze pana Leona to wystarczający powód, by zostawić miasto. ­ Tutaj wydobrzałem. Zimą jeszcze choruję, ale jak działka przychodzi, to kondycja wraca – L. Kucharski zarzuca dłonie na łysą głowę. Tu jest u siebie. ­ Marzenie się spełniło – przekonuje emeryt, który z żoną Marią na działce w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym „Piast” odpoczywa od 2000 roku.Podobne wczasy na obrzeżach Złotowa urządzają sobie setki mieszkańców miasta. Wielu żyje tam lepiej niż w blokach. Po kilka miesięcy w roku.

Opis zdjęcia

Tak naprawdę pan Leon nie przepada za hamakiem. Jest on, podobnie jak trampolina, atrakcją dla prawnucząt

Po co te nerwy?

Stopy są jak wtyczka, którą wystarczy włożyć do gniazdka. Irena Leibman podłącza się więc co rano. Tradycyjna medycyna chińska dowodzi, że chodząc boso pobiera życiodajną energię prosto z ziemi. ­ Towarzystwo, przyjaciele, świeże powietrze, słońce, burze. Zjawiska na moim niebie. Zachody słońca są tu nie do opisania. A dzisiaj na drugą w nocy zapraszam na spadające gwiazdy. Coś niesamowitego – złotowianka rozpływa się nad swoją działką. I boso prowadzi do domku. Zaprasza na pokoje. W pierwszym kanapa, telewizor, obraz na ścianie, w rogu „koza”. Pięknie zdobiona brązowymi kaflami. Cudo. ­ Jak w maju są chłodne noce, to Wiesiu napali i tak sobie siedzimy – I. Leibman już jest w kuchni. 

Na około 10 m2 zmieściła się lodówka, kuchenka, zlew, szafki z połyskującymi frontami. W domu zmywarki nie mam, a tu mam – chwali się złotowianka, a za oknem w kuchni zaczynają ciemnieć winogrona. Jeszcze chwila i będzie można rwać je nie wychodząc z domku...Na 35 m2 jest też miejsce na łazienkę wyłożoną jasnymi kaflami. Można tu wziąć orzeźwiający prysznic. Na piętrze jest sypialnia ocieplona wykładziną i tapetą. ­ Tu śpi rodzina. Dzwonią ciągle: ciociu, my wszystko koło siebie zrobimy, tylko możemy przyjechać? pani Irena uważa, że to woda tak przyciąga. Sama w Jeziorze Zaleskim spędza po kilka godzin dziennie.

­ Tylko much jest od cholery – Maria Kucharska otwiera drzwi do łazienki. Nie chce wierzyć, że w Grecji malują ściany na niebiesko, by nie siadały na nich owady. W Złotowie to jakoś nie działa.

Kobieta po domu chodzi w laczkach, bo jednak od kafelek ciągnie. ­ Jak jest zimno, to mąż w kominku mąż napali – pokazuje palenisko zajmujące sporą część salonu. Nad nim stoją dwa kamienne jamniki. Trzeci – żywy, leży na kanapie.Bobek ma 70. lat, siwy włos mu się rzucił – pani Maria zdradza silne przywiązanie do czworonoga. Kotów jednak nie lubi, choć duże zdjęcie mruczka zdobi ścianę pod schodami. 

Krzywdy nie zrobię, ale nie chcę kota – gestem gospodyni zaprasza na górę. Z dołu komentuje, że materac ułożony pod skośną ścianą zajmuje mniej miejsca, a śpi się wygodnie. Sypialnię oświetlają dwa okna zdobione koronkowymi firankami. ­ Normalne życie jak w bloku, tylko że lepiej – M. Kucharska zaprasza do obejścia domku. Do przejścia jest ledwie kilkadziesiąt metrów, ale zdąży kilka razy przeprosić za brak kostki na całej ścieżce. 

Właśnie zmieniają stare betonowe płytki na kamienne sześciany w kolorach bieli i granatu. Pięknie będzie. Śródziemnomorsko, choć much pewnie i to nie odstraszy.

Domki państwa Leibman i Kucharskich są ładne, zadbane, przytulne. Z zewnątrz jednak nie robią piorunującego wrażenia. W „Piaście” jest co najmniej kilka dacz, które wzbudzają zazdrość od samego patrzenia. Nic dziwnego, że działkowcy tak zaciekle walczyli o ich zachowanie. ­ Po co były te nerwy? Działkowcy chodzili roztrzęsieni, bo w dużych miastach inwestorzy walczyli o tereny – ocenia Wiesław Leibman, który zasiada w zarządzie ROD „Piast”. Zapewnia, że działkowcy domki mają przepisowe: 35 m2 powierzchni, do 5 m wysokości. Bez pozwoleń, ale tych nie trzeba. ­ Zamieszkiwać na działkach nie wolno, ale chodzi o pobyt stały. Sezonowo nikt nie robi z tego problemu – działkowcy mają prąd, wodę, kanalizację. Czego więcej do szczęścia im trzeba?

Opis zdjęcia

Proszę zrobić zdjęcie dziadkowi i babci - prosiła pani Maria. Proszę bardzo

Towarzystwo działkowe

Wczoraj był poniedziałek, a może środa? ­ Wieśka nie ma co pytać, bo on w swoim czasie żyje – I. Leibman zaprasza gości na salony. Za domek, którego ścianę rozweselają wiszące kwiaty, pod dach z pleksi. Bez radia i telewizji. Z niewiele ostatnio używanym kocykiem – tak ciepłe są tu sny. ­ To jest nasze Rodos – złotowianka przytula koleżankę, która wpadła na działki.

Może zjedzą rybkę, którą raz po raz przynosi Leon Kucharski? Coś po 5 rano woła „cześć” przejeżdżając alejką na skuterze. ­ Stają sąsiedzi przy płocie i rozmawiamy. Luzik. Całą zimę się nie widzimy, a tutaj wielka rodzina – twierdzi pani Irena.Tu się na dziko wszystko robi. Nie ma krojenia kiełbasy i podstawiania czegoś pod nos. Kładzie się na stół i kto chce, to sobie robi – pani Maria zachwala działkowe życie. ­ Mamy szklarnię, więc i pomidorki. Takie życie piękne – twierdzi pan Leon, a pani Maria szybko dodaje: Cygańskie...  ­Cały dzień chodzimy na gatkach – L. Kucharski chwali się opalenizną. ­ Psychicznie człowiek odpoczywa. Kolejek nie ma, tłoku, nerwów. To widać po naszych cerach. Prawnuczek wrócił na Śląsk, to pytali go gdzie on był? A u dziadka...

Przy takim nastawieniu życie tu musi kwitnąć. Pełnym płomieniem grilli wybucha wieczorami. Działkowicze zwołują się, spotykają, plotkują, jedzą, pomstują, śmieją się. Razem. ­ Tylko raz nie pójdę do Deci, to już dzwoni: a ty co, chora jesteś? Jeszcze listy nie podpisałaś! I gonię do sąsiadów – I. Leibman głaszcze psa Sonię. Kot Edi tym razem na wczasy się nie załapał.

­ Ludzie są tu wspaniali! ­ pani Kucharska zachwyca się sąsiadami. ­ Mam rodzinę na Śląsku i w Niemczech. Wyjazd stąd to jest kłopotliwa sprawa. No nie chcą wyjeżdżać – chwali się jej małżonek, który pracował w złotowskim „Polmo” i „Młocie”. ­ Niech ludzie żałują, że działek nie mają.

Opis zdjęcia

Ogrody działkowe to nie tylko zielone płuca miasta. To także dacze dla jego mieszkańców

Idą jak świeże bułeczki

Sezon zależy od termometru. Jak jest te 18 stopni w dzień, Irena i Wiesław, Maria i Leon oraz rzesze im podobnych zamykają mieszkania na klucz. Porzucają je na kilka miesięcy bez żalu. ­ Wyjeżdżamy w maju, wracamy na jesień kiedy zaczynają palić w blokach – Maria 

Kucharska widać lubi ciepło. A i pan Leon chętnie grzeje się w słonku. ­ A gdzie ja będę siedział? Przed blokiem? ­ rozkłada spracowane ręce. Dlatego małżonkowie zamierzają kupić mieszkanie na parterze, ale w pobliżu działki. W końcu im bliżej wczasów, tym lepiej. ­ Żyć nie umierać – L. Kucharski rozsiada się w hamaku, choć na co dzień tego nie robi. To na potrzeby zdjęcia udaje, że mu tam wygodnie. 

­ Poza tym, proszę pana, w mieszkaniu w mieście teraz jest ze 70 stopni, a tu tylko 30 – emeryci mieszkają na najwyższym piętrze bloku.Nic więc dziwnego, że złotowianie nie chcą opuszczać działek. ­ Są tacy, którzy stąd dojeżdżają do pracy, a ich dzieci spędzają tu wakacje. Co będą dzieci na kolonie puszczać, jak tam może wybuchnąć jakaś epidemia i tam jest za drogo? A tu, jak już dziadkowie i rodzice zainwestowali, to chcą, by to było wykorzystane – uważa Wiesław Leibman. Sam przyznaje, że w działkę wkłada duże pieniądze.

Szopka – 1,5 tys. złotych. Kafelki na tarasie – 2 tys. złotych. Do tego wymiana okna, budowa szamba, pomalowanie płotu. ­ Po co mamy wydawać pieniądze na wyjazdy zagraniczne? Byliśmy już na nich, zrobiliśmy zdjęcia, wiemy o co chodzi. Pojechalibyśmy na dwa tygodnie, a to co zrobimy tutaj będzie nam służyć lata – pragmatyzm przede wszystkim.

Okazuje się, że nieodosobniony. W ROD „Piast” zwalniana działka długo nie czeka na nowego właściciela. Ostatnie pięć do wzięcia rozeszło się w kilka tygodni. Ceny? 25-­30 tys. złotych. Co prawda działki nie są własnością użytkownika, ale może on zażądać opłaty za nasadzenia, zagospodarowanie, infrastrukturę. I ludzie płacą. Gdzie nam będzie lepiej? ­ pytają retorycznie działkowcy.

 

Źródło: www. złotowska.pl

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.