Rodzina
Zdrowie
Ekologia
Edukacja
Wypoczynek

Wydarzenia

Wcale po nich nie będę płakała – mówi o PZD, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, jedna z działkowiczek. Czy aby na pewno? - 27.07.2012

W jednym z ostatnich wydań „Gazety Wyborczej Katowice” (z dn. 21-22 lipca br.) można było się natknąć na artykuł zatytułowany Działkowcy nie lubią swojego związku. „Jest dobry w pobieraniu opłat". Już sam tytuł dobitnie świadczy o stronniczym potraktowaniu tematu przez dziennikarza Jacka Madeja, który wysnuł ten krzywdzący dla Polskiego Związku Działkowców wniosek na podstawie rozmowy przeprowadzonej  zaledwie z jedną działkowiczką – Panią Henryką Wozipiwo mającą działkę w ogrodzie im. Jana Kościuszki w Katowicach. Tylko pogratulować takiemu „obiektywnemu” spojrzeniu na sprawę. Jak można wypowiadać się w imieniu całej, kilkumilionowej społeczności działkowców, sugerując się wypowiedzią jednej rozmówczyni? Wygłaszanie takich sądów i na dodatek „wkładanie” ich w usta innym działkowcom jest co najmniej nie na miejscu. Czy przeprowadzając badanie sondażowe, wystarczy zasięgnąć opinii jednej osoby, żeby móc zaprezentować wnioski w obiektywnym świetle? Odpowiedź jest oczywista. Eksponowanie negatywnych treści wskazuje na jedno -  ów dziennikarz nie należy do sympatyków PZD, a manipulowanie opinią publiczną nie najlepiej świadczy o profesjonalizmie Pana Madeja.

- Jak dla mnie, to oni nic nie robią, tylko biorą opłaty – mówi działkowiczka o Polskim Związku Działkowców. - Dzień Działkowca jest raz na rok. Wtedy mamy poczęstunek, czyli ciastko i kawę. Na stulecie naszych ogródków była trochę większa impreza. Grał zespół, była muzyka i tańce.

Mówiąc w ten sposób, Pani Henryka najwyraźniej zapomniała, że organizowanie imprez nie jest priorytetowym zadaniem Zarządu. Ogród to nie dyskoteka, do której można w każdej chwili pójść i wyszaleć się do woli. Zamiast narzekać, na to, że się niewiele dzieje, Pani Henryka mogłaby docenić to, co jest, lub ewentualnie - jeśli faktycznie czuje niedosyt imprez - zaproponować coś od siebie i włączyć się aktywnie w przygotowania. Zamiast tracić energię na narzekanie,  mogłaby wykazać większą inicjatywę. I nie ma co dąsać się z powodu „ciastka i kawy”, serwowanych podczas Dnia Działkowca. Zarząd stara się i robi, co może, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jednak, jak się okazuje, dla niektórych to za mało. Należy pamiętać o tym, że Dzień Działkowca to nie przyjęcie weselne, na którym stoły uginają się od jedzenia. Zarząd dysponuje ograniczonymi środkami i nie może sobie pozwolić na szastanie pieniędzmi na prawo i lewo. Ciasto i kawa zostały kupione za wspólne pieniądze działkowców, których nigdy nie jest za dużo, ponieważ w ogrodzie są zawsze jakieś wydatki.

Zdaniem działkowiczki Zarząd nic nie robi. W tym miejscu warto nadmienić, że członkowie Zarządu wybierani są przez działkowców danego ogrodu w demokratycznych wyborach. To nie są ludzie narzuceni z zewnątrz, tylko osoby wybrane przez większość. W tym rozumieniu Zarząd, występując w imieniu działkowców, podejmuje działania zgodne z ich oczekiwaniami i ewentualnymi propozycjami. Ogrody działkowe funkcjonują tak dobrze m.in. z tego powodu, że zarządzają nimi ludzie najbliżej z nimi związani, wybrani spośród całej społeczności działkowej danego ogrodu i znający jego realia, jak nikt inny. W przeciwnym razie niemożliwym byłoby poprawne jego funkcjonowanie. Z takiego założenia – zresztą bardzo słusznego – wyszedł Polski Związek Działkowców, dając możliwość tworzenia zarządów w ogrodach, które, znając swoje ogrody „od kuchni”, troszczyłyby się o nie najlepiej, jak tylko potrafią. Przecież w składzie Zarządu są sami działkowcy, tak więc dlaczego mieliby działać na szkodę siebie samych? Gdyby Pani Henryka zgłosiła swoje sugestie, na pewno zostałyby one wzięte pod uwagę. Natomiast nic takiego nie miało miejsca, dlatego też nie na miejscu jest krytyka wymierzona w Zarząd.  Zgodnie z zasadą demokracji - głos ogółu jest głosem najważniejszym, a Zarząd ogrodu jest wykonawcą woli większości działkowców. Sprawy dotyczące aktualnej sytuacji ogrodu, w tym również kwestii finansowych, podejmowane są na walnym zebraniu, w którym może uczestniczyć każdy działkowiec. Stwarza to możliwość wyrażenia swojego poparcia lub sprzeciwu wobec danego projektu. Komu zależy na sprawach ogrodu, ten uczestniczy na zebraniach. Natomiast Pani Wozipiwo nie wyraziła woli współdecydowania o losach ogrodu, w przeciwnym razie byłaby obecna tam, gdzie podejmuje się tak ważne decyzje. Takie osoby nie mają prawa narzekać później na wszystko dookoła, skoro same nie wykazały żadnego zaangażowania i zainteresowania sprawą. Oprócz tego w tym ogrodzie regularnie odbywają się też zebrania zarządu, który zbiera się raz w miesiącu, a od kwietnia do września dyżury zarządu mają miejsce regularnie co tydzień. To odpowiedni czas na wyrażenie swoich opinii, proponowanie nowych rozwiązań itd.  Co więcej, biorąc pod uwagę fakt, że Pani Henryka jest użytkowniczką działki od 7 lat – można powiedzieć, że to wystarczający czas, żeby np. włączyć się w działalność ogrodu poprzez pracę społeczną, co daje możliwość wpływania na jeszcze lepsze funkcjonowanie ogrodu. Tego rodzaju działań zabrakło w przypadku Pani Wozipiwo.

Szkoda też, że w wywiadzie dla gazety nie znalazły się inne fakty, które świadczyłyby o tym, że warto być członkiem Związku. A może zostały celowo pominięte przez dziennikarza? Np. w zeszłym roku Zarząd wyciągnął do Pani Wozipiło pomocną dłoń i bezpłatnie udostępnił jej na kilka dni świetlicę, żeby mogła zorganizować rodzinną imprezę. Gdyby nie należała do Związku, musiałaby słono zapłacić za wynajem innej sali, a tak to nie zapłaciła ani grosza. Tak więc okazuje się, że Związek nie jest taki zły, jak go „malują”.

Ponadto Pani Henryka uważa, że Zarząd w ogóle się nie troszczy o ogród. – (…) tylko o ogrodzenie zewnętrzne dbają – mówi. - Za wywózkę śmieci sami płacimy, o drogę na zewnątrz też dbamy.

Jednak z rozmowy z prezesem ogrodu im. Jana Kościuszki w Katowicach, Panem Jerzym Sową wynika, że zarzuty Pani Wozipiwo są bezpodstawne. Zarząd dba o ogród w każdym aspekcie. Dzięki temu, że jest tak urokliwy, a ponadto znajduje się w centrum miasta, stał się ulubionym miejscem nie tylko działkowców. Mieszkańcy Katowic, m.in. Prezydent Miasta wraz z rodziną, docenili urok ogrodu i często przechadzają się po nim. Tak więc, jak mówi prezes ogrodu, jest on, można powiedzieć, „pod lupą”, dlatego nie może być mowy o żadnym zaniedbaniu tego miejsca. Ten katowicki ogród, uważany za jeden z najpiękniejszych w mieście, liczy 103 lata i ma ponad 4 ha, tak więc idealnie nadaje się na spacery i jest chętnie odwiedzany przez wiele osób.

- Jest dobry w pobieraniu opłat – zarzuca Związkowi działkowiczka, nie zdając sobie sprawy z tego, że właściwe funkcjonowanie ogrodu byłoby niemożliwe bez uiszczanych opłat. Dla nieznających tematu, warto nadmienić, że wysokość składki rocznej jest uzależniona od dwóch podstawowych składników, tj składki członkowskiej PZD i opłaty na potrzeby ROD. Składka członkowska PZD jest określana w drodze uchwały tylko i wyłącznie przez Krajową Radę PZD, a jej wysokość jest ustalana corocznie w odniesieniu do 1 m2 użytkowanej powierzchni działki. Składka ta jest przeznaczona na utrzymanie organów PZD i zgodnie z uchwałą Krajowej Rady PZD podlega ona podziałowi w następujących proporcjach – aż 65% składki pozostaje w ROD z przeznaczeniem na jego funkcjonowanie, zaś 35% składki odprowadzane jest do Okręgowego Zarządu PZD  i ulega podziałowi: 5% zasila Fundusz Obrony Rodzinnych Ogrodów Działkowych utworzony przy Krajowej Radzie PZD, natomiast z pozostałej kwoty: 2/3 pozostaje do dyspozycji Okręgowego zarządu PZD, a 1/3 zasila fundusz Krajowej Rady PZD.

Opłaty na potrzeby ROD są określane w drodze uchwały Walnego Zebrania Konferencji Delegatów i jest ona uchwalana wtedy, gdy składka członkowska jest niewystarczająca do zapewnienia funkcjonowania ROD. Przeznaczona jest ona w szczególności na pokrycie kosztów bieżącej konserwacji infrastruktury ogrodu, wywóz śmieci, pracy biura zarządu (telefony służbowe, artykuły biurowe itp.), prowadzenie księgowości i utrzymanie rachunku bankowego. Wobec powyższych informacji, mówienie o Związku jako o organizacji myślącej tylko, jakby tu wyciągnąć pieniądze od działkowców jest całkowicie bezpodstawne. Jednak można to zrozumieć jedynie wtedy, kiedy ma się świadomość, z jakimi wydatkami trzeba się liczyć, żeby wszystko mogło funkcjonować bez zarzutów.

Pani Henryka, użytkując swoją działkę o powierzchni 346 metrów kwadratowych, płaci w sumie za rok 470 zł. Wliczone są w to: składka członkowska, opłaty na remonty i inne potrzeby ogrodu, wywóz śmieci, za energię elektryczną oraz wodę. Czy to jest horrendalna kwota w skali całego roku? Jednak powody do narzekania zawsze się znajdą. I tak też było ostatnio, kiedy  na zebraniu zostało ustalone, że na działkach będą zamontowane zegary wodne. Mimo że decyzja ta została podjęta jednogłośnie, Pani Henryka nie była zadowolona z tego pomysłu. Jednak jej sprzeciw na nic się zdał w obliczu podjętej już uchwały. Nowa forma rozliczania jest jej ewidentnie nie na rękę, ponieważ – jak tłumaczy sąsiadujący z działkowiczką Pan Prezes Jerzy Sowa, woda lała się u niej do tej pory strumieniem. Płacąc ryczałtowo, nie zwracała uwagi na to, że nadużywa wody, zaś prośby prezesa o ograniczenie jej zużycia nie przynosiły efektów.

Pani Henryka, odpowiadając na pytanie dziennikarza o PZD, powiedziała:
- Wcale po nich nie będę płakała. Może przyjść ktoś inny, bylebyśmy działek nie stracili i opłaty nie wzrosły do jakichś horrendalnych stawek. Jednak powodów do płaczu może niestety nie zabraknąć. Mimo zapewnień Trybunału Konstytucyjnego i polityków, że wyrok TK nie uderzy bezpośrednio w działkowców, wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stanie. Jeden z portali ekonomicznych (Money.pl) policzył, że średnio każdy z działkowców zapłaci ok. 400 zł lub więcej. A to dopiero początek. Trybunał „proponuje” działkowcom jeszcze czynsze dzierżawne. Ile wyniosą  - zadecyduje gmina. Dziury w budżetach gmin zostaną wypełnione, ale pojawią się nowe  - w budżetach domowych miliona polskich rodzin. Jak widać, udzielająca wywiadu działkowiczka nie ma świadomości nieuchronnych, katastrofalnych w skutkach zmian będących skutkiem wyroku Trybunału. - Nikt nikomu działek nie zabierze, ale jak przyjdzie zapłacić prawdziwe stawki podatku, to sami oddadzą – komentuje pod artykułem, zamieszczonym na stronie internetowej gazety, jeden z internautów. -  Dokładnie też zauważyłem, że artykuł Jacka Madeja jest artykułem z gatunku tych sponsorowanych – pisze kolejny internauta, dodając, że „Wyborcza” dostała kolejne zlecenie na artykuły szkalujące PZD. 

Na szczęście w naszym społeczeństwie nie brakuje osób, które potrafią potraktować tego rodzaju artykuły jako kiepski żart, spojrzeć dalej i szerzej, a co za tym idzie – dostrzec realne zagrożenia czyhające w najbliższej przyszłości na działkowców. 

                                                                                                                                                                               (AG)

Powrót

Copyright © 2024 Polski Związek Działkowców All rights reserved.